Jednak
powróciłeś, sprawiając, że czułam się jak kiedyś
Dostałam miejsce w
samolocie tuż przy oknie, więc nie czekając na nic ustawiłam się
jako pierwsza w kolejce do wejścia na pokład. Nie sprawdziłam, kto
siedzi koło mnie - nie miało to najmniejszego znaczenia. Leciałam
do Adelaide. Miałam spotkać Caluma. Znowu. Moje serce podskoczyło
na myśl o nim, więc wzięłam głęboki oddech, próbując je
uspokoić.
- I jak? - spytał
Ashton z uśmiechem, przytulając mnie od tyłu.
- Trochę się boję.
- przyznałam.
- Czego?
- Tego, że nie
zaakceptuje mnie taką, jaką jestem. I że wścieknie się na ciebie
za to, że mnie przeleciałeś. Dwukrotnie.
- Nie chciałbym być
tylko facetem od pieprzenia - mruknął cicho, ale to usłyszałam.
- Nie chciałbyś? -
spojrzałam na niego zaskoczona.
Ashton westchnął
chwytając moją rękę.
- Podczas tych kilku
tygodni, które razem spędziliśmy, zrozumiałem, że coś do ciebie
czuję. Może to nie jest miłość, na pewno nie kocham cię w
sposób, jaki robił to Calum. - robił? - Ale na pewno to
jest coś. I nie mogę tego ignorować.
Stałam przednim, co
chwilę otwierając usta, żeby coś powiedzieć, jednak zamykałam
je prawie od razu, odrzucając dobrane w głowie słowa. W końcu Ash
wybawił mnie z opresji:
- Rozumiem, że to
może być dla ciebie, um, trudne do zaakceptowania, bo na pewno
jeszcze kochasz Caluma i nie chcesz być wobec niego nie w
porządku...
- Calum nie ma nic
do rzeczy. Też nie jesteś mi obojętny, Ashton – wyszeptałam,
przygryzając mój nowy kolczyk w wardze. Zrobiłam go niedawno, ale
już go kocham. Oh, no i w końcu zdjęłam wszystkie opatrunki z
tatuaży! Z resztą, nieważne. Uh.
- Naprawdę? -
spytał z nadzieją, chwytając moją twarz obiema dłońmi.
Uśmiechnęłam się do niego i skinęłam. Ash przyciągnął mnie
do siebie i pocałował z pasją. Cholera, jak ja uwielbiam takich
facetów.
Odsunęłam się po
chwili, słysząc gwizd za plecami. Spojrzałam w tamtą stronę i
zobaczyłam nikogo innego jak Iana.
- Cześć, piękna –
mrugnął do mnie i podszedł, zamykając mnie w ciasnym uścisku.
- Heeeej –
uśmiechnęłam się szeroko, kiedy odsunął się ode mnie.
- Co u ciebie?
- Właściwie to
nic. A u ciebie? Jak Melanie?
- Tylko się
pieprzymy, jejku, to nie taka wielka sprawa, nie chcę od razu się
jej oświadczać, okej – burknął, a ja spojrzałam na niego
podejrzliwie. Postanowił zmienić temat. - To co? Gotowa na
Adelaide? - zapytał, a ja zmarszczyłam brwi.
- Jedziesz do
Adelaide? Przecież nawet nie jesteś ze mną w klasie.
- Sam zafundowałem
sobie tą wycieczkę – wyszczerzył się, a ja przewróciłam
oczami.
- Nielegalny handel?
- Shhhhh – położył
palec na moich ustach i roześmiał się. Podniósł wzrok i zauważył
Ashtona, który stał w miejscu, nie do końca wiedząc, jak się
zachować.
- O, hej! Andrew...?
- Ashton –
poprawił go z uśmiechem. - Cześć.
Bramki otworzono w
tej samej chwili, a moment później byłam już po drugiej stronie,
wchodząc do samolotu i zajmując swoje miejsce. Wpatrywałam się w
pas startowy przez okno po mojej prawej stronie, więc podskoczyłam
w miejscu, kiedy usłyszałam swoje imię. Odwróciłam głowę i
zamarłam.
- Alice?
- O mamciu, siedzisz
koło mnie w samolocie! - uśmiechnęła się.
- Ale... Ale... Nie
przeszkadza ci to, że jestem teraz, um... inna? - jąkałam się.
- Oczywiście, że
nie. Cenię twoje wnętrze, nie to, jak wyglądasz, nawet nie to, że
zmieniłaś faceta – spojrzała na mnie z wyrzutem. - Przegrałam
przez ciebie piętnaście dolców.
- Co? Dlaczego?
- Założyłam się
z Nashem, że wytrwacie ze sobą jeszcze co najmniej sześć
miesięcy. W dupę jeża. - skrzywiła się.
- Woah, woah, woah,
nie szalej tak z tymi przekleństwami – zadrwiłam, a ona pokazała
mi język. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak mi jej
brakowało.
***
Właśnie byliśmy w
drodze do kolejnego kościoła, kiedy stwierdziłam, że chcę
umrzeć. Serio. Nie myślałam, że miasto kościołów naprawdę
będzie składało się tylko z kościołów.
- Hej, co jest? Nie
cieszy cię wizja kolejnej świątyni? - zaśmiała się Alice, a ja
pokazałam jej środkowy palec. Obstawiałyśmy pierwszą parę, bo
stwierdziłyśmy, że lubimy prowadzić. - Oj, wyluzuj, jutro mamy
czas wolny, więc obejrzymy kilka innych, o wiele ciekawszych miejsc.
Czas wolny.
Spotkanie z Calumem.
Głośno przełknęłam
ślinę i skinęłam.
- Witam, moje panie
– powiedział Ian, wchodząc pomiędzy nas i kładąc obie ręce na
naszych barkach. Ja przewróciłam oczami, a Allie zachichotała
rumieniąc się. Spojrzałam na nią podejrzliwie, jednak
postanowiłam o to nie pytać. Zamiast tego wyplątałam się spod
ramienia Iana.
- Tak właściwie to
co wasze nauczycielki na fakt, że jakiś starszy koleś was podrywa,
hę? - mrugnął do Alice.
W tym samym momencie
zza zakrętu wyszedł jakiś roześmiany chłopak i, oczywiście,
zderzył się ze mną. Zatoczyłam się do tyłu, jednak utrzymałam
równowagę. Masowałam łuk brwiowy, którym niefortunnie uderzyłam
w bark nieznajomego.
- Patrz, jak
chodzisz, frajerze.
- Um... Ronnie... -
usłyszałam Alice za sobą, więc podniosłam wzrok i spojrzałam na
mojego 'oprawcę'. Ja pierdolę. Otworzyłam szeroko oczy i usta,
trawiąc obraz przede mną. Chłopak wyglądał dosłownie tak samo.
- Veronica? -
wyszeptał w końcu, a ja zamrugałam kilka razy, wpatrując się w
jego brązowe tęczówki.
- Calum?
------------
Okej, pozdrawiam wszystkich, którzy to czytają i jeszcze ze mną wytrzymali.
Postaram się od teraz rozdziały dodawać na zmianę tutaj i na Letters, ale nie obiecuję, że mi się uda, ze względu na mój plan (pozdrawiam również fakt, że w środy i piątki mam trening na 17:30, a godziny w których kończę są po prostu śmieszne)
Tsa.
Miłej nocy i powodzenia wam wszystkim jutro, trzymajcie się jakoś xx Kocham was!
Ps. Wiecie, czyja perspektywa powraca w 4 rozdziale? :D