niedziela, 9 listopada 2014

przerywnik

Cześć,
jako że Studniowa umarła i potrzebuje, hm, czasu na regenerację, zapraszam na mojego nowego fanfica:

TWINS
Jeśli chodzi o historię Ronnie i Caluma - reaktywacja nastąpi RÓWNO 1 stycznia 2015 roku (w przerwie świątecznej zamierzam nad tym pracować).

Uzbrójcie się w cierpliwość i/lub czytajcie Twins :)
autorka

niedziela, 26 października 2014

4.2

Gorące powietrze buchnęło mi w twarz, kiedy wybiegłam z mieszkania Hooda. Zostało mi piętnaście minut, a zbiórkę mieliśmy kilka metrów stąd, jednak nie mogłam z nimi dłużej siedzieć. Byłam taka głupia, myśląc, że zechce mi pomóc. Przecież jestem tylko złamaną dziewczyną, która sparzyła się na miłości.
Ashton siedział już przy fontannie, czytając jakąś książkę. Rzadko widywałam go w okularach, ale kochałam ten widok. Przystanęłam w miejscu i obserwowałam go z cichym uśmiechem. Co chwilę przygryzał dolną wargę i ze zniecierpliwieniem przerzucał stronę, kiedy kończył poprzednią. Sprawiał wrażenie takiego skupionego, zakochanego w książce, jej okładce, treści, autorce, bohaterach. To był jego mały świat, który rzadko widział ktoś spoza jego najbliższych przyjaciół. A ja miałam to szczęście.
- Gapisz się, Darkstone - zauważył. Spłonęłam rumieńcem. Nie lubiłam być przyłapywana na okazywaniu uczuć. RonRon Darkstone nie ma uczuć.
- Może troszkę - przyznałam, siadając obok niego i spoglądając na książkę. - Co czytasz?
- ,,Iskrę nieśmiertelną" jakiejś nieznanej autorki* - wzruszył ramionami. - Pokazuje świat wróżów od innej strony. Są barbarzyńscy, brutalni i leniwi, a do każdej pracy wykorzystują iskry, śmiertelne odmiany wróżów. Ciekawe - skwitował.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
- Wiesz co, Ronnie? Może powinniśmy przemyśleć kwestię nas.
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
- Nas?
- Okej, oboje wiemy, że intersuje mnie coś więcej niż seks-związek z twojej strony - powiedział. - Dlatego pytam, czy nie chciałabyś spróbować czegoś na poważniej.
- Ronnie się nie umawia - zauważyłam.
- Ashton Niedoszła Prostytutka Irwin również - odparł. Miał rację. Usiadłam mu na kolanach i spojrzałam w oczy z pełną powagą.
- Ale nie odejdziesz tak jak on? - wyszeptałam. - Nie zniosłabym...
- Zostanę - oznajmił i pocałował mnie. Boże, jak ja uwielbiałam tego chłopaka i jego wargi... Odsunęłm się i spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Więc chłopaku? Co robimy teraz?
- Nie wiem jak ty, dziewczyno, ale mi jest tak dobrze - oparł głowę o moje ramię, a ja zachichotałam. Tęskniłam za chichotaniem.

Okej, nawaliłam, nie dodawałam nic przez długi czas, a teraz przychodzę z takim gównem
Kolejny będzie lepszy, obiecuję
Kocham was! Xxx

wtorek, 7 października 2014

4.1


*linijka piosenki "Tove Lo - Habits", polecam posłuchać do rozdziału :)

Dzień pierwszy

- I co ja mam z tobą zrobić, co? - spytał Calum, a ja nonszalancko wzruszyłam ramieniem. No bo co miał zrobić? - Twój czas wolny niedługo dobiega końca. Skończ rok szkolny i przyjedź tutaj.
- Jesteśmy w pierwszej klasie, Hood – przewróciłam oczami.
- Ja rzuciłem szkołę – zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego z uniesioną brwią. Oh, był takim idiotą.
- Nie ma się czym chwalić.
- Nadal nie mogę się przyzwyczaić do tej sarkastycznej i punkowej wersji ciebie – pokręcił głową z niedowierzaniem, upijając łyk swojej kawy.
- Grzeczne dziewczynki to złe dziewczynki, które nie zostały złapane – uśmiechnęłam się grzecznie, co wyglądało dość komicznie w zestawieniu z moimi niebiesko-czarnymi włosami i kolczykiem w nosie.
- Słuchaj, muszę to wiedzieć – pochylił się na łokciach i spojrzał mi w oczy. - Z iloma facetami spałaś odkąd wyjechałem?
- Z kilkoma – przygryzłam wargę.
- Iloma? - naciskał. Westchnęłam.
- Dwudziestoma sześcioma.
- Co, do cholery?! - odskoczył do tyłu razem z krzesłem.
- Siedmioma, jeśli liczyć faceta, z którym przyłapano mnie w łazience i przerwano, zanim przeszliśmy do rzeczy – sprostowałam. - To był mój sposób, żeby cię zapomnieć. Bo co innego miałam robić?
- Ćpać – burknął.
- To też robiłam – skinęłam głową. - Odszedłeś, więc musiałam zostać na haju cały czas, żeby wyrzucić cię z głowy*.
- A Ashton? Kiedy cię znalazł?
- Był ostatnim.
- Ile razy?
- Trzy – uśmiechnęłam się przepraszająco i zaczęłam bawić się kolczykiem w wardze.
- Przestań – powiedział, a ja przewróciłam oczami.
- Przecież już z nimi nie sypiam, wyluzuj. Jeden nawet był gejem.
- Mówiłem o kolczyku. To nie pozwala mi się skupić.
Na mojej twarzy rozciągnął się cwaniacki uśmieszek.
- A więc kręci cię mój piercing, tak?
- Nie zaczynaj, Darkstone – wyszeptał, a ja wstałam i kucnęłam koło niego, patrząc mu prosto w oczy.
- Bo co, Hood? Zatrzymasz mnie, kiedy zrobię tak? - wstałam i usiadłam na jego kolanach. - Albo tak? - przysunęłam się do niego jeszcze bliżej i mogłam poczuć, jak szybko bije jego serce. Zaciągnął się zapachem moich perfum.
- Nie, Ron...
- Albo tak? - przerwałam mu, całując go natychmiastowo i namiętnie. Nie odwzajemnił pocałunku. Odsunęłam się więc od niego i wstałam. - O co chodz...
- Calum, słońce! Wróciłam!
Spojrzałam w stronę drzwi wejściowych i zauważyłam tak cholernie znajomą blond czuprynę, mocującą się z milionem reklamówek.
- Cześć, Patricia – mruknęłam, a ona podniosła swój wzrok na mnie.
- Cholera jasna – wyszeptała i wszystkie zakupy wypadły jej z rąk. - Veronica Darkstone, kopę lat.
- Ta. Możesz mi wyjaśnić, co się tu dzieje? - wskazałam na nią, a potem na Caluma, który siedział jak mysz pod miotłą. Typowe.
- Oh, że my? - zaśmiała się. - Powiedz jej.
Hood przełknął głośno ślinę i spojrzał na mnie z wahaniem.
- No, bo my, tak jakby... Jesteśmy teraz razem.
---------------------

okej, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie
wiem, że zaniedbałam Róg, soreczki no

ale teraz big nius

STUDNIOWA (aka róg) BĘDZIE OD TERAZ DODAWANA REGULARNIE I ZAMIERZAM PRZYWRÓCIĆ JEJ DAWNĄ ŚWIETNOŚĆ :333

podziękowania i hymny pochwalne możecie pisać dla @nakedcolumn, która zawsze cisnęła mnie, przypominając, że oprócz Letters i Sparkle (nowy tak btw, zapraszam - sparkle-fanfiction.blogspot.com) jest jeszcze Studniowa, którą zaniedbuję i takie tam

do następnego! :) x

poniedziałek, 1 września 2014

3.6 - ostatnia część rozdziału trzeciego


Jednak powróciłeś, sprawiając, że czułam się jak kiedyś

Dostałam miejsce w samolocie tuż przy oknie, więc nie czekając na nic ustawiłam się jako pierwsza w kolejce do wejścia na pokład. Nie sprawdziłam, kto siedzi koło mnie - nie miało to najmniejszego znaczenia. Leciałam do Adelaide. Miałam spotkać Caluma. Znowu. Moje serce podskoczyło na myśl o nim, więc wzięłam głęboki oddech, próbując je uspokoić.
- I jak? - spytał Ashton z uśmiechem, przytulając mnie od tyłu.
- Trochę się boję. - przyznałam.
- Czego?
- Tego, że nie zaakceptuje mnie taką, jaką jestem. I że wścieknie się na ciebie za to, że mnie przeleciałeś. Dwukrotnie.
- Nie chciałbym być tylko facetem od pieprzenia - mruknął cicho, ale to usłyszałam.
- Nie chciałbyś? - spojrzałam na niego zaskoczona.
Ashton westchnął chwytając moją rękę.
- Podczas tych kilku tygodni, które razem spędziliśmy, zrozumiałem, że coś do ciebie czuję. Może to nie jest miłość, na pewno nie kocham cię w sposób, jaki robił to Calum. - robił? - Ale na pewno to jest coś. I nie mogę tego ignorować.
Stałam przednim, co chwilę otwierając usta, żeby coś powiedzieć, jednak zamykałam je prawie od razu, odrzucając dobrane w głowie słowa. W końcu Ash wybawił mnie z opresji:
- Rozumiem, że to może być dla ciebie, um, trudne do zaakceptowania, bo na pewno jeszcze kochasz Caluma i nie chcesz być wobec niego nie w porządku...
- Calum nie ma nic do rzeczy. Też nie jesteś mi obojętny, Ashton – wyszeptałam, przygryzając mój nowy kolczyk w wardze. Zrobiłam go niedawno, ale już go kocham. Oh, no i w końcu zdjęłam wszystkie opatrunki z tatuaży! Z resztą, nieważne. Uh.
- Naprawdę? - spytał z nadzieją, chwytając moją twarz obiema dłońmi. Uśmiechnęłam się do niego i skinęłam. Ash przyciągnął mnie do siebie i pocałował z pasją. Cholera, jak ja uwielbiam takich facetów.
Odsunęłam się po chwili, słysząc gwizd za plecami. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam nikogo innego jak Iana.
- Cześć, piękna – mrugnął do mnie i podszedł, zamykając mnie w ciasnym uścisku.
- Heeeej – uśmiechnęłam się szeroko, kiedy odsunął się ode mnie.
- Co u ciebie?
- Właściwie to nic. A u ciebie? Jak Melanie?
- Tylko się pieprzymy, jejku, to nie taka wielka sprawa, nie chcę od razu się jej oświadczać, okej – burknął, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie. Postanowił zmienić temat. - To co? Gotowa na Adelaide? - zapytał, a ja zmarszczyłam brwi.
- Jedziesz do Adelaide? Przecież nawet nie jesteś ze mną w klasie.
- Sam zafundowałem sobie tą wycieczkę – wyszczerzył się, a ja przewróciłam oczami.
- Nielegalny handel?
- Shhhhh – położył palec na moich ustach i roześmiał się. Podniósł wzrok i zauważył Ashtona, który stał w miejscu, nie do końca wiedząc, jak się zachować.
- O, hej! Andrew...?
- Ashton – poprawił go z uśmiechem. - Cześć.
Bramki otworzono w tej samej chwili, a moment później byłam już po drugiej stronie, wchodząc do samolotu i zajmując swoje miejsce. Wpatrywałam się w pas startowy przez okno po mojej prawej stronie, więc podskoczyłam w miejscu, kiedy usłyszałam swoje imię. Odwróciłam głowę i zamarłam.
- Alice?
- O mamciu, siedzisz koło mnie w samolocie! - uśmiechnęła się.
- Ale... Ale... Nie przeszkadza ci to, że jestem teraz, um... inna? - jąkałam się.
- Oczywiście, że nie. Cenię twoje wnętrze, nie to, jak wyglądasz, nawet nie to, że zmieniłaś faceta – spojrzała na mnie z wyrzutem. - Przegrałam przez ciebie piętnaście dolców.
- Co? Dlaczego?
- Założyłam się z Nashem, że wytrwacie ze sobą jeszcze co najmniej sześć miesięcy. W dupę jeża. - skrzywiła się.
- Woah, woah, woah, nie szalej tak z tymi przekleństwami – zadrwiłam, a ona pokazała mi język. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak mi jej brakowało.

***

Właśnie byliśmy w drodze do kolejnego kościoła, kiedy stwierdziłam, że chcę umrzeć. Serio. Nie myślałam, że miasto kościołów naprawdę będzie składało się tylko z kościołów.
- Hej, co jest? Nie cieszy cię wizja kolejnej świątyni? - zaśmiała się Alice, a ja pokazałam jej środkowy palec. Obstawiałyśmy pierwszą parę, bo stwierdziłyśmy, że lubimy prowadzić. - Oj, wyluzuj, jutro mamy czas wolny, więc obejrzymy kilka innych, o wiele ciekawszych miejsc.
Czas wolny.
Spotkanie z Calumem.
Głośno przełknęłam ślinę i skinęłam.
- Witam, moje panie – powiedział Ian, wchodząc pomiędzy nas i kładąc obie ręce na naszych barkach. Ja przewróciłam oczami, a Allie zachichotała rumieniąc się. Spojrzałam na nią podejrzliwie, jednak postanowiłam o to nie pytać. Zamiast tego wyplątałam się spod ramienia Iana.
- Tak właściwie to co wasze nauczycielki na fakt, że jakiś starszy koleś was podrywa, hę? - mrugnął do Alice.
W tym samym momencie zza zakrętu wyszedł jakiś roześmiany chłopak i, oczywiście, zderzył się ze mną. Zatoczyłam się do tyłu, jednak utrzymałam równowagę. Masowałam łuk brwiowy, którym niefortunnie uderzyłam w bark nieznajomego.
- Patrz, jak chodzisz, frajerze.
- Um... Ronnie... - usłyszałam Alice za sobą, więc podniosłam wzrok i spojrzałam na mojego 'oprawcę'. Ja pierdolę. Otworzyłam szeroko oczy i usta, trawiąc obraz przede mną. Chłopak wyglądał dosłownie tak samo.
- Veronica? - wyszeptał w końcu, a ja zamrugałam kilka razy, wpatrując się w jego brązowe tęczówki.
- Calum?

------------
Okej, pozdrawiam wszystkich, którzy to czytają i jeszcze ze mną wytrzymali.

Postaram się od teraz rozdziały dodawać na zmianę tutaj i na Letters, ale nie obiecuję, że mi się uda, ze względu na mój plan (pozdrawiam również fakt, że w środy i piątki mam trening na 17:30, a godziny w których kończę są po prostu śmieszne)





Tsa.

Miłej nocy i powodzenia wam wszystkim jutro, trzymajcie się jakoś xx Kocham was!

Ps. Wiecie, czyja perspektywa powraca w 4 rozdziale? :D

środa, 20 sierpnia 2014

3.5


Wspomnieniem, do którego wracam, kiedy jest mi źle.

- Darkstone? - wywołała znudzona nauczycielka, przebiegając listę uczniów wzrokiem.
- Obecna - mruknęłam, a ona wypuściła długopis z dłoni.
- A co to dzisiaj za święto?
- Czyjeś urodziny - przewróciłam oczami i wróciłam do rysowania czarnych kwiatków w zeszycie. Jestem taka żałosna.
Cała klasa odwróciła się w moją stronę (czułam na sobie ich wzrok), więc znowu podniosłam głowę i spytałam właściwie nikogo konkretnego.
- No co?
Wszyscy uczniowie wrócili więc do swoich zajęć, a ja westchnęłam poirytowana. Nie słuchałam, co ta stara zrzęda mówiła całą lekcję, a na przerwie postanowiłam podejść do niej i spytać o Adelaide.
- Dzień dobry, proszę pani - uśmiechnęłam się sztucznie, ale chyba tego nie zobaczyła.
- Dzień dobry, Veronica. Co cię do mnie sprowadza?
- Chęć poznania kultury, zabytków i dużego miasta w moim kraju - rzuciłam, a ona pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Nie ma mowy.
- Co? Dlaczego? Będę się tam rozwijać i dowiem kilku ważnych rzeczy, prawda?
- Ta wycieczka to nagroda dla uczniów, którzy solidnie pracowali cały rok, a nie dla wagarowiczów - rzuciła mi spojrzenie spod przymrużonych powiek. Westchnęłam cicho. Zamknij się już, proszę.
- Pracowałam cały pierwszy semestr, a teraz próbowałam odnaleźć siebie, wie pani, jak to jest z młodzieżą. Specjalnie wyjęłam dzisiaj kolczyk! - pokazałam jej pustą dziurkę w nosie, a ona uniosła dłoń, powstrzymując mnie od dalszego mówienia.
- W porządku. Ale musisz napisać testy z algebry i francuskiego na co najmniej B*.
- Na B? Na tyle to ja się uczyłam w pierwszym semestrze, proszę pani! - skrzywiłam się.
- Albo to, albo to, złotko. A teraz zostaw mnie samą, muszę załatwić jeszcze kilka rzeczy przed kolejną lekcją.
Zacisnęłam szczękę i wyszłam bez słowa. Przed salą czekał na mnie Ashton, opierając się o ścianę i paląc papierosa.
- Myślałam, że nie można palić w szkole - powiedziałam i zabrałam mu fajkę sama się nią zaciągając.
- Cóż - posłał mi rozbawione spojrzenie. - I jak? Jedziesz?
- Algebra i francuski na B - przewróciłam oczami, a on otworzył szeroko usta.
- Na B? Pojebało ją?
- Najwidoczniej - skinęłam i jeszcze raz wciągnęłam dym do płuc, oddając mu papierosa. - Chodź, może spotkam Alice i spytam, co u niej i Nasha.
- Myślałem, że porzuciłaś przeszłość?
- Przeszłość, która wiąże się z Calumem - poprawiłam go i popchnęłam drzwi do stołówki. Ash zakomunikował, że idzie kupić sobie jakąś kanapkę. Przy moim stoliku siedział jakiś samotny kujon, więc podeszłam tam i rzuciłam się na krzesło obok, mierząc go spojrzeniem.
- Wypad - powiedziałam w końcu, a on przełknął głośno ślinę, patrząc na mnie z przerażeniem. - Przeliterować?
- Ja... J-ja... Myślałem, że... Przecież ten stolik nie miał tabliczki z rezerwacją - odpowiedział, a ja wytrzeszczyłam oczy. Czy on mi pyskuje?
Zaraz...
- Poczekaj, czy my się kiedyś nie spotkaliśmy?
Kujon odwrócił wzrok.
- Spałam z tobą? - zmarszczyłam brwi, a on szybko mnie uciszył.
- To tylko pozory. Nie jestem kujonem, idiotko - przewrócił oczami, a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem. - A tak w ogóle to jestem Jake. Jake Crocker.
- Blefujesz - osunęłam się głębiej na krzesło. - Jake 'The Cock Rocker' Crocker?
Skinął.
- We własnej osobie.
- Więc... Jak... Skąd... Dlaczego nie zauważyłam cię nigdy na korytarzu?
- Zazwyczaj nie zauważa się kujonów - wzruszył ramionami, a ja przyjrzałam mu się uważniej. Faktycznie, nieznaczna dziurka pod wargą na kolczyk, taka sama nad brwią i w uchu. Koszula sprytnie zakrywała większość jego tatuaży, a to, czego jej się nie udało - kawałki szyi - zostało przykryte podkładem.
- Jasna cholera - przygryzłam wargę, a on mrugnął do mnie. - Szkoda, że jesteś gejem.
- Właściwie to jestem bi - sprostował, a ja przewróciłam oczami.
- Mogłabym się z tobą przespać, ale nie ma mowy o niczym innym, nie chciałabym, żeby mój partner zdradził mnie z facetem.
- Kto miałby cię zdradzić z facetem? - spytał Ashton, który właśnie wrócił.
Spojrzałam pytająco na Jake'a, który tylko uśmiechnął się do Irwina.
- Hej, Ash.
- O, cześć. Zaraz. Do kurwy nędzy, Veronica, czy chcesz mi coś powiedzieć? - spojrzał na mnie i wymownie przeniósł wzrok na Jake'a.
- Zazdrosny? - cmoknęłam go w policzek, a on objął mnie ramieniem.
- Nie jesteś moja, ale ze mną mieszkasz, odrobinę lojalności, Darkstone - wyszeptał mi do ucha, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Woah, coś mnie ominęło? Już nie jesteś... - zaczął Jake.
- Jestem - przerwał mu Ashton, zdecydowanie zażenowany zaistniałą sytuacją.
- Oj nie rumień się tak, przecież to nic wstydliwego - uszczypnęłam go dowcipnie w policzek, a on spojrzał na mnie wściekły.
- Gdyby nie ci ludzie to ukarałbym cię tu i teraz, Ronnie.
- Nie dzisiaj - skrzywiłam się. - Mam okres.
- Zalety bycia facetem - uśmiechnął się Jake.
- Ale nie możesz pieprzyć facetów - rzuciłam, zanim zdałam sobie z tego sprawę.
- Kto nie może, ten nie może - zaśmiał się, a ja nie mogłam się uśmiechnąć.

***

Weszłam do sali spóźniona pięć minut, jednak nikomu chyba to nie przeszkadzało, bo wszyscy zgromadzeni byli tutaj za karę. Podciągnęłam rękawy koszuli i zwilżyłam wargi.
- I jak? Gotowa? - spytała ta pindzia od francuskiego, a ja skinęłam. Niech już będzie. - Si vous me comprenez absolument s'il vous plaît dire un sandwich au jambon** - powiedziała, a ja zmarszczyłam brwi.
- En anglais?
- Oui.
- Kanapka z szynką - rzuciłam z drżącym sercem, a ona uśmiechnęła się. Uf.
- W porządku. Dam ci to B.
- Dziękuję - zabrałam karteczkę i wyszłam, kierując się do sali pani od matematyki.
- Dzień dobry - powiedziałam na wejściu i usiadłam w ławce, gdzie czekał już na mnie test. Cholernie prosty test, jeśli mam być szczera. Chyba chciała mnie przepuścić
Napisałam go szybko, odkopując wiedzę sprzed pół roku i położyłam go na biurku nauczycielki. Ta spojrzała na mnie w górę znad swoich okularów i przebiegła wzrokiem po kartce. Wróciła spojrzeniem do mnie, a ja przygryzłam wargę.
- Więc?
- Więc jedziesz do Adelaide - rzuciła od niechcenia, pisząc duże B u góry kartki.
Dobry Boże.
Spotkam się z Calumem.

 


B to coś w rodzaju naszej piątki :)

**  Pani poprosiła Ronnie, żeby powiedziała 'kanapka z szynką' jeśli rozumie ją całkowicie, a Veronica zapytała, czy po angielsku, więc nauczycielka odpowiedziała, że tak. Tłumaczenie z tłumacza google, więc nie poszatkujcie mnie, jeśli gramatyka leży i kwiczy - nie uczę się francuskiego.



-----------------------------

Okej, jest 3.5 :) Jestem z niego zadowolona w sumie, mam nadzieję, że wam też się spodoba xx

Z rzeczy związanych z moim powrotem - części nadal nie będą się pojawiały tak często jak kiedyś z prostego powodu: niedługo zaczyna się szkoła i biorąc pod uwagę moje zuchy/harcerstwo/piłkę nożną/wszystko powyżej (tak, gadka o moim prawdziwym życiu, bo, o dziwo, takowe posiadam) nie będę miała za dużo czasu, a ogarniam też ff o Michaelu, na które serdecznie zapraszam, link w bocznej kolumnie (piszę na wattpadzie).

Część dedykuję @nakedcolumn, która wczoraj opowiadała mi, że była na dworze z koleżanką i razem jarały się Studniową, to mnie tak natchnęło ;)

W dodatku - Jake za jakiś czas pojawi się w bohaterach xx
 
Miłego dnia, kocham was mocno :)

+ Trochę krótko, ale za godzinę mam biwak, a nie jestem spakowana, bo piszę Róg, for fuck's sake

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

3.4


I jesteś teraz tylko problemem, o którym myślę po nocach.

- Veronica... - wyszeptał Ashton, a ja uniosłam głowę, patrząc mu w oczy.
- Hm? - spytałam z uśmiechem, kładąc głowę na jego piersi. Tak samo, jak kiedyś kładłam ją na torsie Caluma.
Wróć. Nie. Calum nigdy nie istniał, pamiętaj o tym.
- Co z twoimi rodzicami? Nie martwią się o ciebie?
- Już dawno przestałam ich obchodzić. Zaczęli mieć mnie gdzieś, kiedy odnalazłam siebie.
- Czyli to, czym jesteś teraz, tak?
- To? - zmarszczyłam brwi. - Co masz nam myśli?
- Tą dziewczynę, która ma niebieskie włosy, kolczyk w nosie i mnóstwo tatuaży.
- Mam tylko niebieskie pasemka - zaprotestowałam, a on westchnął.
- Wiesz, że nie o to chodzi, Ronnie. Zawsze mi na tobie zależało, wiesz, jak na przyjaciółce, mimo że się nie znaliśmy. Ale miałem do ciebie ogromny szacunek, bo sprawiałaś, że Calum był szczęśliwy. Nie sądzę, żeby teraz ucieszył się, widząc cię.
- Pierdolić Caluma - powiedziałam. Moje serce skręciło się z bólu i zaczęło skomleć po tych słowach, jednak rozum spoliczkował je momentalnie, więc się zamknęło.
- Oj, Ronnie, Ronnie... - Ashton zaczął bawić się moimi włosami, a ja chciałam krzyknąć, żeby przestał, ale zagryzłam wargi i tego nie zrobiłam. - Co chcesz na obiad?
- Co? Przecież przed chwilą jedliśmy lunch.
- Już siódma, złotko - zaśmiał się, a ja wstałam i ruszyłam w kierunku łazienki. Usłyszałam za sobą gwizdanie. - Niezły tyłeczek, Darkstone.
Pokazałam mu środkowy palec i celowo podciągnęłam koszulkę jeszcze wyżej, prezentując mu jeszcze większy kawałek mojej pupy.
- Mmm... Śliczna - zachichotał.
Przeszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki.
- Ash, chyba dzisiaj jemy jogurt - skrzywiłam się.
- Co? Dlaczego? - spytał, stając w progu.
- Twoja lodówka jest bardziej pusta niż wnętrze głowy Julie.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Irwin przeszedł na korytarz, żeby je otworzyć.
- Um.. Dzień dobry?
Zamarłam. O nie.
- Dzień dobry, Ashton. Jest u ciebie Veronica, prawda?
- Ja...
- Jestem - powiedziałam sucho, stając w progu kuchni.
Mama wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałam. Była uczesana w idealnego koka. Miała na sobie czarno-białą, dopasowaną sukienkę i szare szpilki. Oh, oczywiście. Pieprzona perfekcja.
Za nią stał Tony, który patrzył mi prosto w oczy. Widziałam w nich rozczarowanie, prawie tak widoczne jak żal czy smutek. Był ubrany tak, jak zwykle - bluza i czarne jeansy. Te cholerny jeansy, które przypominały mi o nim.
- Jak ty wyglądasz, Veronica! - oburzyła się mama, a ja wywróciłam oczami. - To z nim teraz sypiasz?
- Sypiam z kim chcę, Kristine. Mam siedemnaście lat.
- Co nadal czyni cię niepełnoletnią!
- Ups - wzruszyłam ramionami. Już miałam wrócić do kuchni, jednak zatrzymałam się w połowie i spojrzałam na nią z pogardą. Nienawidziłam tej kobiety. Nie wiedziałam, jak wytrzymałam z nią tak długo. - Co do twojego pytania: tak, spałam z nim. Dwa razy! - udałam zaskoczoną, po czym zaniosłam się śmiechem i wyszłam, zostawiając ją oniemiałą.
Po chwili usłyszałam ciche ,,przepraszam" z korytarza i dźwięk zamykanych drzwi. W kuchni pojawił się Ashton, pocierając swój kark ze zdenerwowania.
- Łał, Ronnie, to było... Łał - pokręcił głową, a ja uniosłam jedną brew. Tuż za nim stał Anthony.
- O, hej, Tony! - uśmiechnęłam się sztucznie. - Co tu jeszcze robisz? Nie brzydzisz się swojej siostry?
- Nigdy nie będę się ciebie brzydził, Veronica. Zastanawia mnie tylko jedno - gdzie podziała się ta dziewczyna, która pisała list do swojego wylatującego do Adelaide chłopaka, rzucała się na halę odlotów, żeby tylko porozmawiać z nim ostatni raz? Gdzie jest Ronnie? Bo to, co stoi przede mną, zdecydowanie nią nie jest.
Spojrzałam w dół. Nie mogłam pozwolić, by spojrzał mi w oczy. Za dużo można było z nich wtedy wyczytać. Cały ból, który w sobie tłumiłam przez cztery miesiące, wyszedł na zewnątrz w postaci gigantycznego noża i wbijał mi się w plecy z każdym oddechem.
- Wyjdź - wyszeptałam, a on bez słowa wypełnił polecenie.
Kiedy usłyszałam, że drzwi wejściowe się zamykają, wybuchłam niekontrolowanym płaczem. Po prostu szlochałam, wypłakując resztki mojego cierpienia, złości, smutku, żalu. Żalu do samej siebie, że tak łatwo pozwoliłam się zmanipulować.
Ashton objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie, gładząc moje włosy. Co jakiś czas szeptał mi do ucha, że będzie dobrze, jednak już w to nie wierzyłam. Sama nie wiedziałam, kim jestem. Ani poprzednia, ani obecna Ronnie nie jest tą właściwą.
Czy właściwa Veronica Darkstone w ogóle istnieje?
Bardzo możliwe, że nie. Może po prostu za bardzo skupiłam się na poszukiwaniach, nie zauważając prawidłowej odpowiedzi?
- Chcesz o tym pogadać? - spytał Ash, a ja pokręciłam głową. Jedyną osobą będącą w stanie to zrozumieć, był ten cholerny Hood, który uciekł ode mnie z Patricią Finefry.
- Muszę zadzwonić - wyszeptałam i wyplątałam się z jego objęć, chwytając telefon ze stołu. Boże, jak dawno nie wybierałam tego numeru.
- Halo? - usłyszałam roześmiany ton Caluma i rozpłakałam się ponownie. - Ronnie? Co się stało?
- Wszystko jest nie tak, jak powinno, wiesz? Nie powinnam teraz płakać, powinnam znowu upijać się do nieprzytomności albo zaliczać jakiegoś losowego faceta. Ale na pewno nie powinnam płakać. - powiedziałam, bezradnie wzruszając ramionami, mimo że nie mógł tego zobaczyć.
- Co? Dlaczego? Martwisz mnie, Veronica.
- Sama siebie martwię. Szkoda, że cię tu nie ma. Pewnie gdybyś nie wyjechał, wszystko byłoby w porządku.
- Ja... Przepraszam, szefie, to naprawdę ważne. Czy Patricia nie może tego zrobić?... Dobrze, będę za pięć minut, w porządku?
- Calum...- wyszeptałam, dławiąc się swoimi łzami.
- Przepraszam, już jestem. Nie wiem, o czym mówisz, ale cholernie mi się to nie podoba. Jedziesz na wycieczkę? - spytał zaniepokojony, a ja zmarszczyłam brwi.
- Jaką wycieczkę?
- Wasz rocznik jedzie na wycieczkę do Adelaide za dwa tygodnie. Nie powiedzieli ci?
- Nie pojawiłam się w szkole od dwóch miesięcy - przyznałam, a on westchnął.
- Jest aż tak źle? Co na to Kristine i Patrick?
- Mam gdzieś ich opinię.
- Dobrze, okej - zrobił się nerwowy, po czym rzucił do słuchawki: - Słuchaj uważnie, Ronnie, musisz jechać na tą wycieczkę, nie wiem, co zrobisz, ale muszę się z tobą spotkać.
- Okej - przytaknęłam, a kiedy już miał się rozłączyć, zatrzymałam go. - Calum!
- Tak?
- Pozdrów Patricię. - uśmiechnęłam się sama do siebie i wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
W kuchni nastała grobowa cisza, przerywana tylko miarowym tykaniem zegara.
- Veronica, czy ty właśnie... - spytał zdezorientowany Ashton.
- Tak. Właśnie zadzwoniłam do Caluma Hooda, a on grzecznie mnie spławił.

------------------
Mam 2 minuty, aaa!
No więc, bardzo dziękuję za wyświetlenia i komentarze i w ogóle za wszystko, mwah! <3 Big love xxx
Część dedykuję @irwinxangelx i @NancyStylees, obie bardzo chciały, żeby RonRon i Ash się przepieprzyli, proszę, nawet twice! :D
No tak, hahahahha
Zapraszam na moje nowe fanfiction o Michaelu, trochę inny klimat, ale moim zdaniem ciekawe ;)

www.wattpad.com/story/21054754-letters-m-c

I followujcie roleplayery z tamtego opowiadania! (niestety, te ze Studniowej nie działają za dobrze, hahahha XD)

Dianna - @LettersDianna
Mike - @LettersMichael

Poza tym, planuję przerwę 'techniczną' w Rogu, czyli prościej mówiąc - robię sobie urlop. Chcę uporządkować fabułę w głowie, jakoś coś mi się pomieszało teraz i chyba mi się nie zmieści w tych sześciu częściach cały trzeci rozdział, lel

Także ten, nie wiem, kiedy 3.5, nie pytajcie mnie o to, bo każde jedno pytanie przedłuża okres waszego oczekiwania o jeden dzień.

Pozdrawiam moją mamę, która przeczytała całą tą część, bo zostawiłam ją włączoną na komputerze, już całą napisaną i czekającą na poprawki, haha, chyba mnie nienawidzi XD

Kocham was bardzo mocno! x I do następnego aka nie wiem kiedy xd

piątek, 8 sierpnia 2014

3.3


Nawet Ashton Irwin. On zdecydowanie był księciem. I prostytutką.

- Co? Ale jak? Veronica, jak to... Kiedy? - plątał się, lustrując mnie wzrokiem. - Nie ogarniam. - no to jest nas dwoje, Ash.
- Co: trochę się zmieniłam. Jak: farba do włosów, piercing, tatuaże. I ubranie. Kiedy: w ciągu czterech miesięcy od wyjazdu twojego pieprzonego kumpla - prychnęłam, a on spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Calum nadal cię kocha, Veronica. Nie musiałaś robić... tego.
- Tak mi dobrze - ucięłam. - Nie muszę się przejmować tym, co pomyślą inni. Robię to, co chcę.
- Puszczając się? - wypalił, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Gnojek.
- A ty? Jesteś od teraz męską prostytutką? - zadrwiłam, a on spuścił wzrok.
- To osobisty temat, zostaw go w spokoju, okej?
- Aha, więc ty możesz wtrącać się w moje osobiste tematy i podważać moje decyzje? - spytałam z niedowierzaniem, a on westchnął ciężko.
- Dzwoniłaś do niego?
- Po co? I tak pewnie jest zbyt zajęty Patricią.
- Pracuje - zignorował moją poprzednią wypowiedź. - Jest kelnerem. Trish na razie pracuje z nim, dopóki nie pójdzie do szkoły za kilka miesięcy.
- Hood pracuje? - otworzyłam szeroko oczy, a on skinął.
- Nie chcę wam w niczym przeszkadzać... - zaczął Ian, więc przeniosłam spojrzenie na niego. - Ale stoicie w korytarzu mojego mieszkania, czy nie możecie przejść do jakiegoś pokoju jak cywilizowani ludzie?
- Zobacz, cywilizowany się znalazł - wskazałam podbródkiem na jego koszulkę z rozwścieczoną małpą. Przeszliśmy jednak do salonu.
- Hej, ona też ma uczucia! - oburzył się, a ja wybuchnęłam śmiechem. Ashton spojrzał rozbawiony na Boyce'a, po czym wystawił do niego rękę.
- Ashton Irwin - przedstawił się, a Ian ujął jego dłoń i potrząsnął nią lekko.
- Ian Boyce. A ta tu blondzia to Melanie, pewnie nawet ci się nie przedstawiła - wywrócił oczami, a ja uśmiechnęłam się na ten widok. Był najbardziej ułożony z naszej trójki, ale nadal bezpośredni.
- A ta tu brunetka jedzie ze mną - wskazał na mnie, a mi dosłownie opadła szczęka.
- Co, do cholery?!
- Słyszałaś. Jedziesz ze mną.
- Dokąd?
- Do mnie - wzruszył ramionami, a ja przyjrzałam mu się uważnie. Chyba nie mówił o... - Boże, Veronica! Nie, nie dlatego. Zamieszkasz ze mną.
- Przecież nawet cię nie znam!
- Ale poznasz. Pakuj swoje rzeczy. Co ci szkodzi spróbować? Możesz przyjechać na razie na jedną noc. To tak, jakbyś zostawała na noc po.
- Nigdy nie zostaję na noc - zaoponowałam, ale on tylko pokręcił głową.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz.
I wyszedł, zostawiając mnie w salonie samą z moimi zszokowanymi przyjaciółmi.
- Wow, chyba po raz pierwszy odkąd ją poznałam, Mel zabrakło języka w gębie - zaśmiałam się, próbując zmienić temat.
- Bo to cholerne ciacho, Ron-Ron! - wyjrzała za framugę łudząc się, że jeszcze zobaczy Irwina, jednak on już opuścił mieszkanie.
- No i? Kumpluje się z Hoodem.
- Naprawdę zamierzasz to tak rozgrzebywać? Ja pierdolę - Talbot uderzyła się dłonią w czoło, a ja dobiłam ją jeszcze w ramię. - Zamierzasz z nim pojechać?
- Nie - zaprzeczyłam kategorycznie.
- Dlaczego? Co ci szkodzi? - spytał Ian, siadając na stole. Cywilizowany człowiek, hm?
- Bo to cholerny Ashton Irwin, jak mam się do niego wyprowadzić?! - wybuchnęłam i przetarłam twarz dłońmi.
- Pojedź na jedną noc, weź tylko trochę rzeczy. Potem możesz wrócić - Melanie uśmiechnęła się do mnie sztucznie, a ja już wiedziałam. Zdecydowanie chciała się mnie pozbyć.
- Zawsze wiedziałam, że na niego lecisz - rzuciłam. Wyszłam z pokoju zanim zdążyła zaoponować. Spakowałam kilka najważniejszych rzeczy do torby i wróciłam do przyjaciół.
- Tylko, proszę, nie na blacie. Nie chcę potem kroić chleba z myślą, że wy... - wzdrygnęłam się teatralnie, po czym wybuchłam śmiechem. - Kocham was, idioci. Nie pozabijajcie się. - poprosiłam i wyszłam z pokoju.
- Nie obiecuję! - krzyknął za mną Ian, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

***

- Daleko jeszcze? - mruknęłam, patrząc przez okno na przednim siedzeniu.
- Jedziemy dopiero pięć minut - zauważył. - Ale nie. Niedaleko.
I faktycznie. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Ashton naprawdę mieszkał z klasą. Jego mieszkanie miało wszystko, czego było mi potrzeba - dużą łazienkę, ogromne łóżko w sypialni (tylko jednej, ale była jeszcze kanapa w salonie) i szerokie parapety, na których uwielbiałam przesiadywać - jedyny nawyk, który pozostał po starej Ronnie. Może nie będzie wcale tak źle...?
- Rozgość się - rzucił, ściągając buty w korytarzu i przechodząc do sypialni. Ruszyłam za nim i położyłam swoją torbę koło łóżka z westchnięciem.

---------------
Dobra, wiem, jest krótko, ale cały 3 rozdział będzie krótki (ma mieć tylko 6 części) i ma na celu jedynie przedstawienie wam najważniejszych wydarzeń pewnego okresu. Rozdział 4 będzie o wiele ciekawszy, a 5 i 6 to już w ogóle :')

Jeśli jeszcze ktoś nie widział: moje fanfiction o Michaelu, 'nieco' inne niż Studniowa :) KLIK

Mam dziś zły dzień, więc notka trochę drętwa, uh :'c

Kocham was mocno xxxx 

Obserwatorzy