Z powodów niezależnych ode mnie część 4.5 pojawi się dopiero w przyszłą środę. Buziaki, autorka x
piątek, 30 stycznia 2015
środa, 21 stycznia 2015
4.4
Biegłam. Nie patrzyłam przed siebie, nie męczyłam się, nie skręcałam w żadną stronę. Po prostu biegłam. Jedynym, co czułam, był narastający w mojej piersi strach, który wyciskał powietrze z moich płuc. Przez moje plecy przebiegły ciarki. Przyspieszyłam tempa. Odwróciłam się, żeby zobaczyć, czy jeszcze tam są, czy może już udało mi się ich zgubić. Czarny krawat na tle śnieżnobiałej koszuli i odbijający światło latarni pistolet... Potknęłam się. Upadłam na dłonie, zdzierając sobie skórę. Włosy zaplątały mi się w kolczyki na twarzy, oddychałam ciężko. Skuliłam się tylko w miejscu, łudząc się, że mnie nie zauważą.
- Głupia - usłyszałam za sobą, zanim dwie, silne ręce szarpnęły mnie w górę...
Krzyknęłam głośno, zanim nawet otworzyłam oczy. Wrzeszczałam wniebogłosy, chcąc dać upust mojemu strachowi. Kiedy jednak zdałam sobie sprawę z faktu, że silne ręce już mnie nie trzymają, momentalnie otworzyłam powieki. Moje czoło było mokre od potu, ale ciało zupełnie zimne. Przerażone oddechy wydostawały się z moich płuc raz po raz.
Do sali wbiegła pielęgniarka, a za nią dwaj lekarze.
- To ona, ona krzyczała - oznajmiła.
Lekarze podeszli do mnie i zaświecili mi latarką w oczy. Skrzywiłam się i odepchnęłam od siebie te okropne, męskie dłonie.
- Już w porządku, idźcie sobie, miałam zły sen, a teraz sio - wyrzuciłam na jednym tchu i gestem nakazałam im wyjść.
- Musimy zrobić jeszcze serię badań, twoja psychika...
- Rano - ucięłam i schowałam się pod kołdrę, próbując opanować drżenie całego ciała.
Tej nocy nie zmrużyłam powieki już ani razu, bo za każdym razem, kiedy to robiłam, czułam na swoich barkach ich dotyk.
***
Około dziesiątej odwiedziła mnie rodzina. Ojciec z matką stali w progu, nie do końca pewni, czy chcą wejść do środka, Tony za to dzielnie trzymał moją rękę tuż przy szpitalnym łóżku.
- Wyjdziesz z tego - zapewniał co chwilę.
Nie odzywałam się ani słowem.
Postali tak jeszcze w ciszy, a potem wyszli, zostawiając mnie samą. Znowu.
Przewróciłam oczami sama do siebie. Zobacz, jak skończyłaś. Chciałaś zapomnieć, a zapomniano o tobie. Trzeba było bardziej się puszczać, więcej pić i ćpać, a potem częściej budzić się w nie swoim mieszkaniu.
- Ronnie? - usłyszałam głos dochodzący z wejścia do sali. Leniwie odwróciłam głowę, żeby napotkać wzrok ostatniej osoby, którą chciałam tu widzieć.
- Calum... Mam do ciebie jedną prośbę - powiedziałam cicho.
Hood podbiegł do mnie i usiadł na krześle przy moim łóżku, chwytając mą dłoń.
- Tak? Co to za prośba?
Spojrzałam głęboko w jego oczy, a potem wyrwałam rękę, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Spierdalaj.
Uśmiechnęłam się szeroko i zakopałam pod kołdrą, sygnalizując, że wcale go tam nie chcę.
Nie zrozumiał. Został.
A to był początek kolejnej kuracji.
Studniowej Kuracji Powrotnej.
-----------
Przypominam o hasztagu #RógFF, #SklejkaFF albo #Studniowa na twitterze, kocham czytać te tweety, mwah <3
Do przyszłej środy! :)
autorka
- Głupia - usłyszałam za sobą, zanim dwie, silne ręce szarpnęły mnie w górę...
Krzyknęłam głośno, zanim nawet otworzyłam oczy. Wrzeszczałam wniebogłosy, chcąc dać upust mojemu strachowi. Kiedy jednak zdałam sobie sprawę z faktu, że silne ręce już mnie nie trzymają, momentalnie otworzyłam powieki. Moje czoło było mokre od potu, ale ciało zupełnie zimne. Przerażone oddechy wydostawały się z moich płuc raz po raz.
Do sali wbiegła pielęgniarka, a za nią dwaj lekarze.
- To ona, ona krzyczała - oznajmiła.
Lekarze podeszli do mnie i zaświecili mi latarką w oczy. Skrzywiłam się i odepchnęłam od siebie te okropne, męskie dłonie.
- Już w porządku, idźcie sobie, miałam zły sen, a teraz sio - wyrzuciłam na jednym tchu i gestem nakazałam im wyjść.
- Musimy zrobić jeszcze serię badań, twoja psychika...
- Rano - ucięłam i schowałam się pod kołdrę, próbując opanować drżenie całego ciała.
Tej nocy nie zmrużyłam powieki już ani razu, bo za każdym razem, kiedy to robiłam, czułam na swoich barkach ich dotyk.
***
Około dziesiątej odwiedziła mnie rodzina. Ojciec z matką stali w progu, nie do końca pewni, czy chcą wejść do środka, Tony za to dzielnie trzymał moją rękę tuż przy szpitalnym łóżku.
- Wyjdziesz z tego - zapewniał co chwilę.
Nie odzywałam się ani słowem.
Postali tak jeszcze w ciszy, a potem wyszli, zostawiając mnie samą. Znowu.
Przewróciłam oczami sama do siebie. Zobacz, jak skończyłaś. Chciałaś zapomnieć, a zapomniano o tobie. Trzeba było bardziej się puszczać, więcej pić i ćpać, a potem częściej budzić się w nie swoim mieszkaniu.
- Ronnie? - usłyszałam głos dochodzący z wejścia do sali. Leniwie odwróciłam głowę, żeby napotkać wzrok ostatniej osoby, którą chciałam tu widzieć.
- Calum... Mam do ciebie jedną prośbę - powiedziałam cicho.
Hood podbiegł do mnie i usiadł na krześle przy moim łóżku, chwytając mą dłoń.
- Tak? Co to za prośba?
Spojrzałam głęboko w jego oczy, a potem wyrwałam rękę, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Spierdalaj.
Uśmiechnęłam się szeroko i zakopałam pod kołdrą, sygnalizując, że wcale go tam nie chcę.
Nie zrozumiał. Został.
A to był początek kolejnej kuracji.
Studniowej Kuracji Powrotnej.
-----------
Przypominam o hasztagu #RógFF, #SklejkaFF albo #Studniowa na twitterze, kocham czytać te tweety, mwah <3
Do przyszłej środy! :)
autorka
poniedziałek, 12 stycznia 2015
4.3
Wróciłam do domu. Nie dlatego, że byłam zła na Caluma. Nie dlatego, że bałam się rzucić szkołę. Po prostu wróciłam. Wiecie, to coś takiego, kiedy urodziliście się w jakimś mieście i czujecie się do niego tak przywiązani, że nie potraficie mieszkać gdzie indziej. Rozumiecie?
No dobra, może chodziło o Caluma.
Siedziałam na stołku barowym, w dłoni obracając do połowy pełną szklankę whisky. Złoty płyn skrzył się w świetle stroboskopu zamontowanego gdzieś na suficie. Obok mnie siedział Ashton, dziarsko trzymając rękę na moim udzie. Zignorowałam to. Przecież i tak był tylko odskocznią.
Wszystko było odskocznią, a tylko on był prawdziwy, przypomniała mi moja podświadomość. A teraz on odszedł, bo mu na to pozwoliłaś.
Potrząsnęłam głową i wlałam w siebie kolejną porcję alkoholu. Jedyny sposób, żeby zapomnieć.
- Wszystko okej? - krzyknął przez dudniącą muzykę Ash. Zbyłam go skinieniem głowy. Nie musiał wiedzieć.
Nie wiem, ile szklanek whisky później, ale Ashton zadzwonił po taksówkę i wsadził mnie do niej, sam zajmując miejsce obok. Chyba musiałam zasnąć, bo nie pamiętam już nic więcej. Być może to po prostu alkohol uderzył do mojej głowy już ostatecznie.
***
Nie wiem, czy to był sen, ale widziałam moją mamę płaczącą i krzyczącą przeraźliwie, mojego tatę rozmawiającego z jakimś mężczyzną w garniturze i mojego brata siedzącego bez ruchu na krześle. To zabolało mnie najbardziej. Zawsze był taki pełny energii, a teraz wpatrywał się tępo w nicość, trzymając w pięściach swój plecak. Musiał przyjechać prosto ze szkoły.
Zaraz, co?
Uszczypnęłam swoje ramię, jednak to nic nie dało. Chciałam się podnieść, ale mi się to nie udało. Spuściłam wzrok na moje ciało. Byłam przypięta. Wszędzie dookoła było pusto, w małym pokoju stało jedynie to łóżko, na którym właśnie się znajdowałam. Dopiero teraz zauważyłam, że mama jest za szybą.
- Mamo... - wychrypiałam.
Natychmiast znalazł się przy mnie sztab lekarzy, których poznałam po białych kitlach. Jakaś pielęgniarka powiedziała, że kiedy dojdę do zdrowia, mogą zacząć kurację.
- Jaką kurację? Co, do cholery? - zmarszczyłam brwi.
I dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
Byłam na pieprzonym odwyku.
- Żartujecie sobie ze mnie?! - zaczęłam krzyczeć i wierzgać się desperacko. - Ja tu zwariuję, rozumiecie?! Już lepiej wsadźcie mnie do psychiatryka od razu!
- RonRon? - usłyszałam cichy głos, który przebił się przez gwar uniesionych głosów.
Anthony.
- Dlaczego oni mnie tu uwięzili, Tony? - spytałam ze łzami w oczach. Brat podszedł bliżej i ujął swoją malutką dłonią moją rękę.
- Nie uwięzili, Ronnie. Robią to dla twojego dobra. Dzieje się z tobą coś naprawdę złego. Już nawet nie poznaję mojej siostry - przyznał.
- A ja nie poznaję ciebie, Tony. Mój brat nigdy by mi tego nie zrobił - syknęłam, ponowie próbując się wydostać.
Anthony pokręcił głową i zaczął się wycofywać.
- Zama to sobie zrobiłaś, Veronica, kiedy dawno temu pozwoliłaś Calumowi odejść. Dobrze wiesz, że tylko on powstrzymywał cię od szaleństwa.
Opuścił salę. Ucichli wszyscy krzyczący lekarze, zgasły wszystkie jasne światła. Czułam tylko pojedynczą, słoną łzę spływającą po moim bladym policzku.
Sama to sobie zrobiłam, kiedy pozwoliłam mu odejść. Teraz potrzebuję go z powrotem, żeby mnie naprawił.
---------
To ssie, Studniowa ssie, Róg ssie i takie tam, ale widziałam, że naprawdę wam zależało na tym rozdziale, więc tadaaa!
Myślę, że będę publikować, tak, powiedzmy, co środę. (zaczynamy od następnej)
See ya soon! :) x
+ jeśli przeczytałaś, skomentuj x
No dobra, może chodziło o Caluma.
Siedziałam na stołku barowym, w dłoni obracając do połowy pełną szklankę whisky. Złoty płyn skrzył się w świetle stroboskopu zamontowanego gdzieś na suficie. Obok mnie siedział Ashton, dziarsko trzymając rękę na moim udzie. Zignorowałam to. Przecież i tak był tylko odskocznią.
Wszystko było odskocznią, a tylko on był prawdziwy, przypomniała mi moja podświadomość. A teraz on odszedł, bo mu na to pozwoliłaś.
Potrząsnęłam głową i wlałam w siebie kolejną porcję alkoholu. Jedyny sposób, żeby zapomnieć.
- Wszystko okej? - krzyknął przez dudniącą muzykę Ash. Zbyłam go skinieniem głowy. Nie musiał wiedzieć.
Nie wiem, ile szklanek whisky później, ale Ashton zadzwonił po taksówkę i wsadził mnie do niej, sam zajmując miejsce obok. Chyba musiałam zasnąć, bo nie pamiętam już nic więcej. Być może to po prostu alkohol uderzył do mojej głowy już ostatecznie.
***
Nie wiem, czy to był sen, ale widziałam moją mamę płaczącą i krzyczącą przeraźliwie, mojego tatę rozmawiającego z jakimś mężczyzną w garniturze i mojego brata siedzącego bez ruchu na krześle. To zabolało mnie najbardziej. Zawsze był taki pełny energii, a teraz wpatrywał się tępo w nicość, trzymając w pięściach swój plecak. Musiał przyjechać prosto ze szkoły.
Zaraz, co?
Uszczypnęłam swoje ramię, jednak to nic nie dało. Chciałam się podnieść, ale mi się to nie udało. Spuściłam wzrok na moje ciało. Byłam przypięta. Wszędzie dookoła było pusto, w małym pokoju stało jedynie to łóżko, na którym właśnie się znajdowałam. Dopiero teraz zauważyłam, że mama jest za szybą.
- Mamo... - wychrypiałam.
Natychmiast znalazł się przy mnie sztab lekarzy, których poznałam po białych kitlach. Jakaś pielęgniarka powiedziała, że kiedy dojdę do zdrowia, mogą zacząć kurację.
- Jaką kurację? Co, do cholery? - zmarszczyłam brwi.
I dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
Byłam na pieprzonym odwyku.
- Żartujecie sobie ze mnie?! - zaczęłam krzyczeć i wierzgać się desperacko. - Ja tu zwariuję, rozumiecie?! Już lepiej wsadźcie mnie do psychiatryka od razu!
- RonRon? - usłyszałam cichy głos, który przebił się przez gwar uniesionych głosów.
Anthony.
- Dlaczego oni mnie tu uwięzili, Tony? - spytałam ze łzami w oczach. Brat podszedł bliżej i ujął swoją malutką dłonią moją rękę.
- Nie uwięzili, Ronnie. Robią to dla twojego dobra. Dzieje się z tobą coś naprawdę złego. Już nawet nie poznaję mojej siostry - przyznał.
- A ja nie poznaję ciebie, Tony. Mój brat nigdy by mi tego nie zrobił - syknęłam, ponowie próbując się wydostać.
Anthony pokręcił głową i zaczął się wycofywać.
- Zama to sobie zrobiłaś, Veronica, kiedy dawno temu pozwoliłaś Calumowi odejść. Dobrze wiesz, że tylko on powstrzymywał cię od szaleństwa.
Opuścił salę. Ucichli wszyscy krzyczący lekarze, zgasły wszystkie jasne światła. Czułam tylko pojedynczą, słoną łzę spływającą po moim bladym policzku.
Sama to sobie zrobiłam, kiedy pozwoliłam mu odejść. Teraz potrzebuję go z powrotem, żeby mnie naprawił.
---------
To ssie, Studniowa ssie, Róg ssie i takie tam, ale widziałam, że naprawdę wam zależało na tym rozdziale, więc tadaaa!
Myślę, że będę publikować, tak, powiedzmy, co środę. (zaczynamy od następnej)
See ya soon! :) x
+ jeśli przeczytałaś, skomentuj x
Subskrybuj:
Posty (Atom)