niedziela, 22 lutego 2015

Oops + The End...?

To chyba najgorsze, co mogę zrobić, ale nie mam wyjścia - zamierzam streścić wam zakończenie Rogu i zakończyć to opowiadanie raz na zawsze. Czy pozostanie niedosyt? Jasne. Czy żałuję? Oczywiście! Jednak fizycznie nie dam rady pisać z taką częstotliwością, żeby części dodawać co tydzień.

Oto streszczenie fabuły do (prawie) końca, później dodam jeszcze epilog.

Po tym, jak Veronica zdaje sobie sprawę z tego, że utraciła Caluma, postanawia poddać się odwykowi i spróbować go odzyskać, jednak przez dwa tygodnie niemal nie może jeść, co kończy się jej pobytem w szpitalu i podłączeniem do kroplówki. Wtedy Ronnie odwiedzają wszyscy jej dotychczasowi przyjaciele. Wszyscy, oprócz Caluma. Gdy jej stan wraca do normy, dziewczyna jest na domowym odwyku. Pogodziła się bowiem z rodzicami, w czym pomógł jej Anthony. Postanawia również zerwać kontakt z Melanie i Ianem, co okazuje się jednak trudniejsze niż myślała, ponieważ oboje niesamowicie martwią się o nią i pilnują jej na każdym kroku. Kiedy jednak Ronnie wchodzi do łazienki w centrum handlowym, ktoś próbuje ją postrzelić. Próba kończy się jedynie przerażeniem Veroniki, jednak to nie koniec. ONI wrócili. Każdego kolejnego dnia zabijają inną osobę, a rozpoczynają od jej ojca (zastrzelony w biurze swojego szefa). Za każdym razem zostawiają jednak wskazówkę dotyczącą kolejnej ofiary, odrobinę drocząc się z Ronnie. Po śmierci Tony'ego (uduszony w toalecie szkolnej), Julie ("uśpiona" zbyt dużą ilością tabletek nasennych), Alice (powieszona na topoli przy domu Darkstone'ów) i Jess (pobita na śmierć), Veronice udaje się rozszyfrować podpowiedź i uratować życie Nasha. Tym samym jednak nie otrzymuje następnej wskazówki, co kończy się śmiercią Melanie (podcinają jej żyły, gdy jest pijana). Ronnie popada w rozpacz, a jej matka decyduje się na wyjazd z miasta, przerażona wydarzeniami ostatnich dni. Nie zdąża jednak nawet zacząć przeprowadzki, bo ktoś wbija jej nóż w serce podczas snu. Veronica może więc policzyć na palcach swoich pozostałych przyjaciół. Pogrążona w smutku i całkowicie bezsilna, codziennie wysłuchuje nowych wiadomości z radia dotyczących morderstw jej najbliższych. Michael - płonie w swoim domku nad jeziorem. Ashton - odurzony zbyt dużą ilością narkotyków, najpewniej dosypaną do alkoholu bądź posiłku. Patricia - wjeżdża samochodem w drzewo (po głębszej analizie stwierdzono, że dziewczyna była trzeźwa i poczytalna, a pojazd miał przecięte linki hamulcowe). Ian, który jako jedyny ginie z własnej woli - usłyszawszy o tym, co dzieje się z przyjaciółmi Ronnie, popada w depresję i w akcie desperacji rzuca się z wieżowca. To wszystko wydaje się być nierealne, a śmierć niemal każdej bliskiej jej osoby - głupim żartem, z którego będzie się później śmiać. Kiedy jednak Nash w końcu ginie, zwyczajnie potrącony przez samochód, Veronica uświadamia sobie, że jedynym racjonalnym wyjściem jest trzymanie się jak najbliżej pozostałych jej bliskich, by choć poznać sprawców całej masakry. Nie udaje się jej to jednak i wkrótce ginie Luke. Przy jego martwym ciele (zatrutym w winie) Ronnie znajduje liścik. Rozpoznaje jednak pismo Lucasa. "Przepraszam." Została ona i Calum, który nie chce jej znać i niczego nieświadomy prowadzi życie w Adelaide. Wie jedynie, że jego dziewczyna, Patricia, zginęła w potwornym wypadku samochodowym. Ronnie musi więc ostrzec go, gdyż jest pewna, że to on okaże się następnym celem.


Epilog będzie... kiedyś.
Nie zabijcie mnie dopóki nie przeczytacie epilogu, a jeśli po nim nadal zechcecie mnie uśmiercić to droga wolna ;)

wtorek, 10 lutego 2015

:')

Info, że wyjeżdżam jutro o 7:30 i wracam dopiero w niedzielę, więc część za tydzień.

Plus! Ostatni rozdział (5.1 - 5.10) będzie pisany wierszem

piątek, 6 lutego 2015

4.5

Czytasz = komentujesz :)


Naprawdę nie chciałam z nim rozmawiać. Tak serio serio. Ale kiedy zobaczyłam jego podkrążone oczy, jego drżące wargi i mokre policzki, coś się we mnie poruszyło. Nie, żeby wyrzuty sumienia czy coś, bo jednym, kto powinien je mieć, był właśnie on. Przekręciłam się na tym niesamowicie niewygodnym łóżku i zmierzyłam go wzrokiem.
- Ronnie, wróć - zapłakał, chowając twarz w dłonie. - Widok ciebie w tym stanie... To tak, jakbyś wyrwała mi serce z piersi, a potem poszatkowała je na moich oczach.
- Dokładnie tak, jak ty zrobiłeś z moim, prawda? - odparłam bez emocji.
Nie odpowiedział.
Te kilka miesięcy, w trakcie których moje życie opierało się na butelce whisky i aspirynie, sprawiło, że zupełnie inaczej postrzegałam niektóre rzeczy. Jedną z nich były drugie szanse. Po co ufać ponownie komuś, kto już raz wyrzucił twoje uczucia do kosza na śmieci? To brzmi niedorzecznie. A jednak, kiedy tak stał przede mną, wszystkie nasze wspólne chwile minęły mi przed oczami.
Nasze pierwsze spotkanie.
Ten spadający długopis.
Luke...
Luke.
Jego piosenka.
Nasz prawie-pocałunek w kuchni.
I ten już prawdziwy, pod jabłonią...
To szczęście, kiedy wszystko się układało.
Śmierć jego matki.
Aukcja i kupno domu.
Wyjazd do Adelaide.
Westchnęłam. Nawet nie wiedziałam, że tak dużo przeszliśmy. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, bo nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- Hej, hej... Nie płacz - usłyszałam, a po chwili jego ciepłe, silne ramiona owinęły się wokół mojej wątłej sylwetki. Nie miałam już siły walczyć. Po prostu pozwoliłam mu ochronić mnie przed złem tego świata, tak, jak kiedyś.
- Calum...
Odsunął się ode mnie, żeby spojrzeć mi w oczy. Otarł łzy spływające po moich policzkach.
- Nigdy nie przestałam cię kochać - wyszeptałam.
Chłopak wymusił uśmiech i chwycił moją dłoń.
- Nie mów tak, jesteś szczęśliwa z Ashtonem. To on teraz powinien tu być, nie ja, rozumiesz?
- Nie czujesz tej metafory? To on powinien tu być, ale to t y tu jesteś. Nie ma go, kiedy go potrzebuję. Ty...
- Nie było mnie, kiedy potrzebowałaś mnie najbardziej.
- Jesteś teraz. Zostań na zawsze.
Calum potrząsnął głową. Zadzwonił jego telefon. Puścił moją dłoń i wyjął go z kieszeni.
- To Trish. Przepraszam, muszę iść. Jesteśmy umówieni. Trzymaj się, Ronnie. Wpadnę jutro.
Wyszedł, rozmawiając z nią cicho.
Wtedy dopiero dotarło do mnie, że już nie jesteśmy tymi samymi ludźmi, co rok temu, w pierwszej klasie. On już nie jest Calumem zakochanym w Veronice, a ja nie jestem już Veronicą, która ma go owiniętego wokół palca.

-------------
Naprawdę męczyłam się z tą częścią ze względu na wydarzenia ostatnich tygodni. Chyba trochę za bardzo odnoszę Veronicę do samej siebie.

Mam nadzieję, że was nie zawiodłam, kolejna część pojawi się na czas. :) x

piątek, 30 stycznia 2015

Sorkisorkisorki

Z powodów niezależnych ode mnie część 4.5 pojawi się dopiero w przyszłą środę. Buziaki, autorka x

środa, 21 stycznia 2015

4.4

Biegłam. Nie patrzyłam przed siebie, nie męczyłam się, nie skręcałam w żadną stronę. Po prostu biegłam. Jedynym, co czułam, był narastający w mojej piersi strach, który wyciskał powietrze z moich płuc. Przez moje plecy przebiegły ciarki. Przyspieszyłam tempa. Odwróciłam się, żeby zobaczyć, czy jeszcze tam są, czy może już udało mi się ich zgubić. Czarny krawat na tle śnieżnobiałej koszuli i odbijający światło latarni pistolet... Potknęłam się. Upadłam na dłonie, zdzierając sobie skórę. Włosy zaplątały mi się w kolczyki na twarzy, oddychałam ciężko. Skuliłam się tylko w miejscu, łudząc się, że mnie nie zauważą.
- Głupia - usłyszałam za sobą, zanim dwie, silne ręce szarpnęły mnie w górę...

Krzyknęłam głośno, zanim nawet otworzyłam oczy. Wrzeszczałam wniebogłosy, chcąc dać upust mojemu strachowi. Kiedy jednak zdałam sobie sprawę z faktu, że silne ręce już mnie nie trzymają, momentalnie otworzyłam powieki. Moje czoło było mokre od potu, ale ciało zupełnie zimne. Przerażone oddechy wydostawały się z moich płuc raz po raz.
Do sali wbiegła pielęgniarka, a za nią dwaj lekarze.
- To ona, ona krzyczała - oznajmiła.
Lekarze podeszli do mnie i zaświecili mi latarką w oczy. Skrzywiłam się i odepchnęłam od siebie te okropne, męskie dłonie.
- Już w porządku, idźcie sobie, miałam zły sen, a teraz sio - wyrzuciłam na jednym tchu i gestem nakazałam im wyjść.
- Musimy zrobić jeszcze serię badań, twoja psychika...
- Rano - ucięłam i schowałam się pod kołdrę, próbując opanować drżenie całego ciała.
Tej nocy nie zmrużyłam powieki już ani razu, bo za każdym razem, kiedy to robiłam, czułam na swoich barkach ich dotyk.

***

Około dziesiątej odwiedziła mnie rodzina. Ojciec z matką stali w progu, nie do końca pewni, czy chcą wejść do środka, Tony za to dzielnie trzymał moją rękę tuż przy szpitalnym łóżku.
- Wyjdziesz z tego - zapewniał co chwilę.
Nie odzywałam się ani słowem.
Postali tak jeszcze w ciszy, a potem wyszli, zostawiając mnie samą. Znowu.
Przewróciłam oczami sama do siebie. Zobacz, jak skończyłaś. Chciałaś zapomnieć, a zapomniano o tobie. Trzeba było bardziej się puszczać, więcej pić i ćpać, a potem częściej budzić się w nie swoim mieszkaniu.
- Ronnie? - usłyszałam głos dochodzący z wejścia do sali. Leniwie odwróciłam głowę, żeby napotkać wzrok ostatniej osoby, którą chciałam tu widzieć.
- Calum... Mam do ciebie jedną prośbę - powiedziałam cicho.
Hood podbiegł do mnie i usiadł na krześle przy moim łóżku, chwytając mą dłoń.
- Tak? Co to za prośba?
Spojrzałam głęboko w jego oczy, a potem wyrwałam rękę, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Spierdalaj.
Uśmiechnęłam się szeroko i zakopałam pod kołdrą, sygnalizując, że wcale go tam nie chcę.
Nie zrozumiał. Został.
A to był początek kolejnej kuracji.
Studniowej Kuracji Powrotnej.

-----------
 Przypominam o hasztagu #RógFF, #SklejkaFF albo #Studniowa na twitterze, kocham czytać te tweety, mwah <3
Do przyszłej środy! :)
autorka

poniedziałek, 12 stycznia 2015

4.3

Wróciłam do domu. Nie dlatego, że byłam zła na Caluma. Nie dlatego, że bałam się rzucić szkołę. Po prostu wróciłam. Wiecie, to coś takiego, kiedy urodziliście się w jakimś mieście i czujecie się do niego tak przywiązani, że nie potraficie mieszkać gdzie indziej. Rozumiecie?
No dobra, może chodziło o Caluma.
Siedziałam na stołku barowym, w dłoni obracając do połowy pełną szklankę whisky. Złoty płyn skrzył się w świetle stroboskopu zamontowanego gdzieś na suficie. Obok mnie siedział Ashton, dziarsko trzymając rękę na moim udzie. Zignorowałam to. Przecież i tak był tylko odskocznią.
Wszystko było odskocznią, a tylko on był prawdziwy, przypomniała mi moja podświadomość. A teraz on odszedł, bo mu na to pozwoliłaś.
Potrząsnęłam głową i wlałam w siebie kolejną porcję alkoholu. Jedyny sposób, żeby zapomnieć.
- Wszystko okej? - krzyknął przez dudniącą muzykę Ash. Zbyłam go skinieniem głowy. Nie musiał wiedzieć.
Nie wiem, ile szklanek whisky później, ale Ashton zadzwonił po taksówkę i wsadził mnie do niej, sam zajmując miejsce obok. Chyba musiałam zasnąć, bo nie pamiętam już nic więcej. Być może to po prostu alkohol uderzył do mojej głowy już ostatecznie.

***

Nie wiem, czy to był sen, ale widziałam moją mamę płaczącą i krzyczącą przeraźliwie, mojego tatę rozmawiającego z jakimś mężczyzną w garniturze i mojego brata siedzącego bez ruchu na krześle. To zabolało mnie najbardziej. Zawsze był taki pełny energii, a teraz wpatrywał się tępo w nicość, trzymając w pięściach swój plecak. Musiał przyjechać prosto ze szkoły.
Zaraz, co?
Uszczypnęłam swoje ramię, jednak to nic nie dało. Chciałam się podnieść, ale mi się to nie udało. Spuściłam wzrok na moje ciało. Byłam przypięta. Wszędzie dookoła było pusto, w małym pokoju stało jedynie to łóżko, na którym właśnie się znajdowałam. Dopiero teraz zauważyłam, że mama jest za szybą.
- Mamo... - wychrypiałam.
Natychmiast znalazł się przy mnie sztab lekarzy, których poznałam po białych kitlach. Jakaś pielęgniarka powiedziała, że kiedy dojdę do zdrowia, mogą zacząć kurację.
- Jaką kurację? Co, do cholery? - zmarszczyłam brwi.
I dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
Byłam na pieprzonym odwyku.
- Żartujecie sobie ze mnie?! - zaczęłam krzyczeć i wierzgać się desperacko. - Ja tu zwariuję, rozumiecie?! Już lepiej wsadźcie mnie do psychiatryka od razu!
- RonRon? - usłyszałam cichy głos, który przebił się przez gwar uniesionych głosów.
Anthony.
- Dlaczego oni mnie tu uwięzili, Tony? - spytałam ze łzami w oczach. Brat podszedł bliżej i ujął swoją malutką dłonią moją rękę.
- Nie uwięzili, Ronnie. Robią to dla twojego dobra. Dzieje się z tobą coś naprawdę złego. Już nawet nie poznaję mojej siostry - przyznał.
- A ja nie poznaję ciebie, Tony. Mój brat nigdy by mi tego nie zrobił - syknęłam, ponowie próbując się wydostać.
Anthony pokręcił głową i zaczął się wycofywać.
- Zama to sobie zrobiłaś, Veronica, kiedy dawno temu pozwoliłaś Calumowi odejść. Dobrze wiesz, że tylko on powstrzymywał cię od szaleństwa.
Opuścił salę. Ucichli wszyscy krzyczący lekarze, zgasły wszystkie jasne światła. Czułam tylko pojedynczą, słoną łzę spływającą po moim bladym policzku.
Sama to sobie zrobiłam, kiedy pozwoliłam mu odejść. Teraz potrzebuję go z powrotem, żeby mnie naprawił.



---------
To ssie, Studniowa ssie, Róg ssie i takie tam, ale widziałam, że naprawdę wam zależało na tym rozdziale, więc tadaaa!
Myślę, że będę publikować, tak, powiedzmy, co środę. (zaczynamy od następnej)

See ya soon! :) x
+ jeśli przeczytałaś, skomentuj x

Obserwatorzy