Dzień minus sześćdziesiąty pierwszy, 2 września
- Hej, Cal, widziałeś już listy? - odwróciłem się na dźwięk
znajomego głosu. Ashton stał przy przystanku. Najwidoczniej nie
zauważyłem go, kiedy przechodziłem.
- Nie, nie widziałem - podszedłem do kolegi i zacząłem kopać
jakiś głupi kamyk czubkiem buta.
- Jesteś w 'A', rozumiesz to? Cała nasza ekipa oprócz Luke'a idzie
do 'B'. Jesteś udupiony - skwitował z grymasem.
- Czekaj, co?! - ożywiłem się. Nie idę do 'A', nie ma takiej
możliwości.
- No właśnie to. Wracasz do domu? - spytał, wyraźnie próbując
zmienić temat. Byłem mu za to po części wdzięczny, nie chciałem
wkurzać się jeszcze bardziej.
- Nie, wybierałem się do Julie, ma moje słuchawki po wczorajszym
koncercie, zostawiłem je w jej torebce.
- Ta, jasne - Ash wywrócił oczami.
- Nie rozumiem, o co wam wszystkim chodzi. Julie jest pusta i płaska,
czy naprawdę sądzisz, że ktoś, a tym bardziej ja, mógłby kłamać
na temat spotkania z nią? - pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- W sumie masz rację. Dzisiaj świętujemy, nie? Ostatni dzień
wolności.
Westchnąłem ciężko. Nawet mi nie przypominaj.
- Jasna sprawa, załatw coś na rozkręcenie imprezy - powiedziałem
ostrożnie rozglądając się, czy aby na pewno nikt nas nie słyszał.
- Oczywiście, szefie - zaśmiał się, a ja posłałem mu szybki
uśmiech i oddaliłem się. Picie w naszym wieku było jeszcze
nielegalne, ale udało się nam już mnóstwo razy, dlatego
rozmawiamy o tym poniekąd otwarcie.
Skręciłem w Blofinn Street i poczułem brzęczenie telefonu.
Wyciągnąłem go z kieszeni i odczytałem powiadomienie.
Veronica Darkstone dodała cię do grona znajomych.
Nie znałem tej dziewczyny i nie miałem jeszcze pojęcia, że
zawróci mi w głowie, ale przyjąłem jej zaproszenie i napisałem
do niej najgrzeczniej jak tylko potrafiłem; po jej zdjęciu
profilowym wywnioskowałem, że jest ułożona i kulturalna.
*C: Hej, znamy się? :)*
Nie było mnie stać na nic więcej, bo bliżej się jej przyjrzałem.
Miała niesamowite niebieskie oczy i czarne włosy do pasa. Jej nos był
malutki i perfekcyjnie współgrał z jej wargami, które osłaniały
rząd idealnych, białych zębów. Co ja...? Boże, Calum! Może i
jest ładna, no i co. Inne też są, powtarzałem sobie w myślach.
Nie zakocham się.
*V: Nie hahaha, ale idziemy razem do klasy, a ja zaprosiłam całą
listę, żeby mieć jakiś punkt odniesienia jutro ;)*
To całe niezakochiwanie będzie trudniejsze niż myślałem.
***
Reszta dnia minęła mi na powrocie do domu z twarzą w telefonie,
kiedy zawzięcie wymieniałem wiadomości z Veronicą, oraz na
bezsensownym leżeniu na łóżku, kiedy powiedziała, że musi iść.
- Calum, kochanie, chcesz coś na kolację? - zawołała moja mama z
kuchni.
- Nie jestem głodny, dzięki! - odkrzyknąłem.
To był chyba pierwszy raz, kiedy odmówiłem kolacji. Wiedziałem, że to wróży kłopoty.
-------To był chyba pierwszy raz, kiedy odmówiłem kolacji. Wiedziałem, że to wróży kłopoty.
Przepraszam! Pisałam wszystko od nowa na telefonie (!), bo wszystko, co miałam na komputerze, mi się usunęło :(((((((((
Mimo wszystko łapcie 1.2, mega spóźniony, ale jest. :')
PROSZĘ O 4 KOMENTARZE POD TĄ CZĘŚCIĄ, NASTĘPNA POJAWI SIĘ DOPIERO WTEDY, GDY ZNAJDĘ TU 4 KOMENTARZE :))))))))
*szantaż XDDD*
Fajnie sie zapowiada. Na pewno będe czytać :)
OdpowiedzUsuńszantaż ma być a co ; )
OdpowiedzUsuńnie rozpisuję się, lece czytać dalej ;) :D
@This__Is__Me_
Per - fect
OdpowiedzUsuń