(((Rozdział pisałam przy piosenkach:
- Justin Bieber - Confident
- Justin Bieber - Backpack)))
Dzień minus trzydziesty drugi; 1 października
Nie zamierzałem opisywać dwóch dni z rzędu, ale ten był zbyt ważny, żeby go pominąć. Veronica opowiedziała mi, że jej rodzice zgodzili się na tą całą szopkę z opiekunami prawnymi, kiedy zobaczyli jej zranioną dłoń. Od razu uwierzyli, że ją opatrzyłem, nie mogli do siebie dopuścić nawet takiej myśli, że ich córka mogłaby całować się z kimś w składziku. Fakt faktem tego nie robiła, ale zrobiłaby, gdyby nie ta dyrektorka. Byłem im jednak ogromnie wdzięczny, więc spytałem Ronnie o jej adres, założyłem swój najlepszy garnitur i kupiłem jakieś wino za pięćdziesiąt dolarów. To była spora część moich oszczędności, ale stwierdziłem, że warto. Może nawet mnie polubią, kto wie.
Odetchnąłem kilka razy zanim zapukałem do drzwi. Była dziewiąta rano w piątek, więc sądziłem, że ktoś na pewno już nie spał. Nie pomyliłem się. Drzwi otworzył mi jakiś chłopak. Wyglądał tak samo jak Veronica, więc musiał być jej bratem. Miał jakieś trzynaście lat. Uśmiechnąłem się do niego.
- Hej, czy są twoi ro...
- Dziwne, wszyscy chłopcy pytają o Ronnie - powiedział chłopiec.
- Przepraszam, jak masz na imię?
- Tom. Ten, co wczoraj przyszedł, w takich kolorowcyh włosach, też przyszedł do Veroniki. To dziwne, że ty nie. Ale musi ci na niej zależeć bardziej niż innym, bo kupiłeś jej rodzicom wino - zauważył. Michael tu był?
- Zaraz. Jej rodzicom? Nie jesteś jej bratem?
Tom posłał mi ciepły uśmiech i gestem ręki zaprosił do środka.
- Tylko cię sprawdzałem. Zdałeś.
Zaśmiałem się i ruszyłem za chłopcem do kuchni.
- Ronnieeeeeeee! - zawołał. - Gdzie mama?
- W kancelarii! - usłyszałem jej głos. O matko. Moje serce od razu przyspieszyło.
- Nie spinaj się tak, to tylko moja siostra - wyszeptał. - Pochyl się.
Zdziwiony wykonałem polecenie, a on zaczął poluzowywać mój krawat i rozpiął moją marynarkę.
- Lepiej. - skwitował. Uśmiechnąłem się i w tym samym momencie do kuchni weszła moja... znaczy się... Cholera. Weszła Veronica.
- Oh, widzę, że poznałeś już Tony'ego?
- Mówiłeś, że nazywasz się Tom! - odwróciłem się do niego i zaplotłem ręce na piersi jak obrażone dziecko.
Tony wzruszył ramionami.
- Nigdy nie zna się całej prawdy.
Po czym wyszedł, zostawiając mnie samego z Ronnie. Dopiero teraz zauważyłem, że wycierała włosy ręcznikiem.
- Zamierzasz iść do szkoły w garniturze? - spytała zaczepnie, nadal nie przerywając uprzedniej czynności.
- Nie, liczyłem, że trafię na twoich rodziców - uniosłem wino w górę, a ona pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Dobrze, że ich nie ma. Powinieneś jeszcze kupić mojej mamie białą lilię. Wtedy masz ich w kieszeni. Tym bardziej, że trafiłeś w ulubione wino mojego taty.
Po raz pierwszy tego dnia spojrzała mi w oczy. Dzisiaj były niemal turkusowe. Mam wrażenie, że każdego dnia przybierają inny odcień błękitu. Patrzyłem w te oczy i rozpuszczałem się w nich, a ona zwolniła swoje ruchy, a po chwili całkowici zrzuciła ręcznik z głowy, nie urywając kontaktu wzrokowego. Podeszła do mnie, zmniejszając odległość między nami do kilkudziestu centymetrów. Odłożyłem butelkę na blat i złapałem ją w talii.
- Czy to stałoby się, gdyby pani Saintrow nie weszła do składzika? - spytała cicho. Niepewnie skinąłem głową. - To smutne. Bezczelnie nam przerwała.
Zachichotałem pod nosem i spuściłem wzrok na moje podeszwy. Ronnie od razu chwyciła mój podbródek i tym samym kazała mi znowu patrzeć w te jej niebieskie tęczówki. Była dziś taka odważna, nie poznawałem jej.
- Cholera, Calum, mam przejąć inicjatywę czy w końcu to zrobisz? - spytała zniecierpliwiona.
Nie trzeba było powtarzać mi dwa razy. Przyciągnąłem ją do siebie, niwelując całą wolną przestrzeń, która tylko była między nami. Ująłem jej podbródek tak samo, jak ona zrobiła to przed chwilą. Moje usta zbliżały się do jej ust, pragnąc jej w końcu posmakować. Veronica wplotła dłonie w moje włosy i przyciągnęła do siebie moją głowę, a kiedy nasze wargi dzieliło dosłownie kilka milimetrów...
- Veronica, Anthony, jesteśmy! - usłyszałem z korytarza. Momentalnie odskoczyliśmy od siebie nawzajem, Ronnie jednak podeszła do mnie jeszcze na chwilę i wyszeptała mi do ucha:
- Jeszcze to kiedyś dokończymy, obiecujesz? - kiedy skinąłem głową, kontynuowała. - Tymczasem, przeproś za brak lilii, wytłumacz się brakiem w trzech najbliższych ci kwiaciarniach. Wspomnij, że doniesiesz następnym razem. Powodzenia.
Wypowiadając ostatnie słowo, przygładziła moją koszulę dłonią i otrzepała moje barki.
- Swoją drogą, ładnie ci w garniturze - mrugnęła do mnie, a ja ledwo powstrzymałem śmiech. Jezu, co ona ze mną robi.
- Pan i pani Darkstone, bardzo mi miło. Nazywam się Calum Hood, jestem tym nieszczęsnym kolegą Veroniki, który ma trafić do dyrektorki za udzielenie pierwszej pomocy - westchnąłem teatralnie. - Mimo wszystko chciałbym bardzo państwu podziękować. Nie wiem, jak to wszystko by się potoczyło, gdyby nie państwo. Przepraszam panią za brak lilii, jednak w żadnej z trzech pobliskich mi kwiaciarni nie mogłem ich dostać. Oczywiście uzupełnię ten brak przy następnej możliwej okazji. Zaopatrzyłem się chociaż w wino, mam nadzieję, że trafiłem w państwa gust.
Rodzice Ronnie spojrzeli na siebie, jednak nie mogłem odczytać z ich twarzy śladu emocji.
- Dziękujemy, Calum. To dla nas żaden problem. Poza tym, jestem Kristine, a mój mąż to Patrick, żadne pan czy pani. Nie postarzaj nas aż tak - zachichotała mama Veroniki. Skinąłem głową i chciałem wyjść, jednak Ronnie zawołała, żebym na nią poczekał i żebyśmy poszli do szkoły razem. Zatrzymałem się więc i w ciszy poczekałem na dziewczynę. Chwilę później wychodziliśmy z jej domu, a gdy tylko minęliśmy róg ulicy, z którego Patrick i Kristine mogliby nas zobaczyć, Veronica przytuliła mnie, gratulując.
- Moi rodzice jeszcze nigdy nie pozwolili żadnemu mojemu chłopakowi mówić do siebie po imieniu. Żadnemu.
- Czy jestem twoim chłopakiem? - zachichotałem.
Ronnie zaczęła się jąkać.
- Rozumiem, rozumiem - zaśmiałem się znowu, a ona uderzyła mnie z łokcia w żebra. Wziąłem od niek torbę i razem poszliśmy do mnie, żebym mógł się przebrać, i do szkoły.
Później, równo o trzynastej, rodzice Veroniki stawili się u dyrektorki, a my czekaliśmy zdenerwowani pod gabinetem.
- A co, jeśli mnie zawiesi? - spytała przerażona.
- Nie zawiesi, twoi rodzice to najlepsi adwokaci w mieście - odparłem spokojnie.
- NASI rodzice, braciszku - mrugnęła do mnie, a ja gestem ręki zawołałem ją do siebie. Usiadła mi na kolanach, a ja zacząłem nią podrzucać.
- Calum, przestań. To głupie.
- Czy bracia nie dokuczają swoim siostrom? - spytałem z uśmiechem. Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem i wstała, a gdy usiadła na swoim krześle, drzwi do gabinetu dyrektorki otworzyły się i wyszli z nich 'nasi' rodzice. Byli uśmiechnięci, więc i ja się uśmiechnąłem.
- I co? - spytała Veronica.
- Prace społeczne, godzina dziennie przez tydzień. Ale na początku chciała was wykopać, więc to spory sukces. Nie wpakujcie się w kolejne kłopoty, dzieciaki - odezwał się Patrick.
Skinęliśmy głowami i wróciliśmy na lekcje, nie mówiąc już nic. Nasze ławki były zajęte, usiedliśmy więc koło siebie w dwóch pierwszych. Wszyscy świdrowali nas wzrokiem, bo chyba każdy już słyszał o naszym domniemanym romansie. Po lekcjach postanowiłem złapać Veronicę przy wyjściu ze szkoły, żeby wypytać o całą sytuację poprzedniego dnia. Ale zamiast tego zaprosiła mnie po prostu do kawiarni, żebyśmy mogli wszystko dokładnie omówić. Skinąłem, jednak nie potrafiłem powstrzymać pytania:
- Kto to był?
Ronnie westchnęła. O co chodziło?
- Calum... Ja... - odwróciła wzrok i skupiła go gdzieś w oddali. - Cal, to był... To był Luke.
--------
Od razu mówię, że rozdział dedykuję @mika69_1D, która jest ze mną od początku studniowej. Ilysm, dziękuję! x
Jak widzicie, pojawiła się zakładka z moimi przemyśleniami. Warto je poczytać, żeby lepiej zrozumieć opowiadanie. Czasem może spoileruję, ale nie aż tak XD
PRZYPOMINAM O HASHTAGU #STUDNIOWA, NA KTÓRYM MOŻECIE PISAĆ SWOJE TEORIE, UWAGI, KOMENTARZE O STUDNIOWEJ :)) polecam z niego korzystać dopóki istnieje *nah nah nah zło wcielone coś planuje*
Kocham was, dlatego dodaję ten rozdział wcześniej! :D
Oh my God, to jest takie shfuishuighwshfgvirg dlaczego musiałaś mi to zrobić? no dlaczego? nie przerywa się w takim momencie jak ktoś się chce pocałować! skdhfuhsbgvysgfg zabiłaś mnie tym rozdziałem asdhfuyhsef
OdpowiedzUsuń@luukeyx
Athhjkdalsldnej! Rozdział jest przearcymistrzowski XD !
OdpowiedzUsuńMasz piękny styl pisania, przejrzysty i zarazem wyszukany <3
Dlaczego Michael był w domu Ronnie ?
Czyżby jakaś intryga, o czym Cal ma się nie dowiedzieć? Zżerać mnie będzie ciekawość 😊
Luke ty akfksjxkddj mendo, jak mogłeś zrobić coś takiego ? Oj nie dobrze, nie dobrze, masz kopa w twój zacny tyłek za to 😉
Ale Tony był taki słodki i wgl aixbdjdkdb !
Nah nah co planuje zło wcielone, zaczynam się bać 😁
Życzę Ci dużo weny i z niecierpliwością czekam na następny xx
@5secofallie
asdfghjkl;lkjhgfdsasdfghjkl;lkjhgfdsdfghjkl nie wierzę żęe to Luke -.-
OdpowiedzUsuńJa chcę już następny <3
Weny życzę!
super rozdział!
OdpowiedzUsuńnie moge się doczekac nastepnego
;)