sobota, 31 maja 2014

2.7


(((Część pisana przy piosenkach:
- Sam Smith - Stay With Me
- Great Big World ft. Christina Aguilera - Say Something)))

NOTATEŁKA DO CZYTANIA :D


Dzień trzydziesty pierwszy; 1 grudnia
Kiedy robi się ciemno i nadchodzi noc, ludzie zachowują się różnie. Niektórzy w popłochu uciekają do domu jak myszy do norek, inni wychodzą jak tygrysy i żyją swoim życiem. Jest albo jedno, albo drugie. Nie ma nikogo pomiędzy. Oprócz mnie. Bo byłem też ja, o dwudziestej trzeciej, i myślałem nad sensem tego wszystkiego. Tej studniowej kuracji. Tej cholernej miłości. Tych niebieskich oczu. No bo kurczę, jaki jest sens ich istnienia? Tylko łamią ludzkie serca, nic więcej. Równie dobrze tęczówki mogłyby być czarne, wtedy nikt nie mógłby się w nich zakochiwać. Ale gdyby nie było ich, to co moglibyśmy pokochać? Łokieć? Czoło? Piętę? Ciało nie ma innego takiego miejsca, które można bezgranicznie pokochać, oprócz tęczówek. To niesamowicie skomplikowane.
Jadłem resztki chińszczyzny, którą zamówiłem rano, ale której nie zdążyłem zjeść. Słońce grzało cały dzień, prawie zaczęło się lato. Niedługo święta, nowy rok. Wszystko leci tak szybko...
Ale teraz czas nie płynął, bo w krainie moich myśli nie było zegara. A ja udałem się tam na długą podr...
- Hood, do kurwy nędzy! - usłyszałem zdenerwowany głos z dołu. - Chodź tu i się tłumacz!
Zmarszczyłem brwi. Hemmings?
- O co chodzi? - krzyknąłem ze szczytu schodów, zaczynając po nich zbiegać.
- O co chodzi? O co chodzi?! Ja ci zaraz powiem, o co chodzi!
- Przecież na to czekam... - mruknąłem przewracając oczami.
- Powiesz mi łaskawie, kto nakablował rodzicom Juls, że ze mną wyszła? - syknął Luke, a ja uniosłem brwi.
- Wyszedłeś z Juls? Dobrze się czujesz? - położyłem dłoń na jego czole 'sprawdzając' jego temperaturę.
- Calum! Mówię poważnie. Ma przeze mnie kłopoty.
- Nie mam pojęcia. Dlaczego na mnie krzyczałeś, kiedy tu wszedłeś?
- Myślałem, że to ty. - wzruszył ramionami.
- Nope. - uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Uh, no dobra. Idę szukać dalej. Dzięki, Cal - machnął krótko ręką, a ja skinąłem i wróciłem na górę. Gdy tylko drzwi wejściowe się zamknęły, usłyszałem, że znowu się otwierają.
Zawróciłem więc i stanąłem przy schodach czekając na Lucasa wpadającego do środka i zabierającego zostawioną rzecz. Zamiast tego moim oczom ukazała się niska blondynka o brązowych oczach ubrana w dużą szarą koszulkę i kolorowe legginsy. Zmarszczyłem czoło nie kojarząc jej twarzy, jednak skojarzyłem fakty, kiedy uśmiechnęła się, a w jej lewym policzku pojawił się dołeczek.
Trish.
- O mój Boże, Calum! - pisnęła i przytuliła mnie ciasno. Odwzajemniłem uścisk wdychając jej orientalne perfumy.
Niektóre rzeczy się nie zmieniają...
- Patricia - wyszeptałem nadal nie do końca wierząc w to, co działo się wtedy. - Co tu robisz? - wydukałem po chwili.
- Wiesz, Adelaide czeka na mnie dopiero od następnego semestru, a ja się stęskniłam, więc stoję w twoim korytarzu i tulę cię jak idiotka - nadal mnie nie puściła. Delikatnie odsunąłem ją od siebie przyglądając się jej twarzy. W sumie aż tak się nie zmieniła, na pewno wydoroślała, ale nadal wyglądała całkiem podobnie jak kiedyś. Oprócz jednego...
- Boże, gdzie są twoje włosy? - otworzyłem szeroko oczy, podrzucając delikatnie kosmyk z jej głowy. Trish zachichotała.
- Były śliczne, no nie? Szkoda, teraz są ładniejsze - wytknęła mi język, a ja przypomniałem sobie pięcioletnią dziewczynkę z lokami do pasa, która robiła dokładnie to samo.
Po chwili bezczynnego stania w ciszy, odezwałem się:
- Napijesz się czegoś? Herbaty?
- Poproszę. Dw...
- Dwie i pół łyżeczki, pamiętam - mrugnąłem do niej, a ona z uśmiechem usadowiła się na krześle przy stole.
- Opowiadaj lepiej co tam u twojej Julki - wyszczerzyła się, najpewniej dumna ze swojej znajomości brytyjskiej literatury, a ja zarumieniłem się i spuściłem głowę, zajmując się niezwykle dokładnym odmierzaniem łyżeczek cukru.
- Nic ciekawego. Miała wypadek w środku listopada, ale już z tego wyszła - wzruszyłem ramionami.
- Co? I to jest nic ciekawego? Jak to się stało?! - ułożyła usta na kształt litery 'o'.
- Przebiegała przez ulicę, potrącił ją samochód. Proszę, czy możemy o niej nie rozmawiać?
- Nadal się z nią nie umówiłeś? - pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Przestań, Trish. Po prostu przestań - potrząsnąłem głową i wyłączyłem gotującą się wodę.
- Uh, okej - mruknęła.
- A jak tam twoja mama? Radzi sobie? - spytałem cicho, pamiętając, że to drażliwy temat.
- Wiesz... Moja mama nie żyje - przygryzła wargę.
- O Boże, przepraszam - jęknąłem momentalnie biorąc ją w ramiona. - Co się stało?
- W końcu pobił ją tak mocno, że jej organizm nie wytrzymał - jej głos załamał się przy ostatnim słowie, więc mocniej opatuliłem jej ciało rękami.
- Tak mi przykro...
- Nie powinno być. Nieważne. Ja nadal czekam na tą herbatę - szybko zmieniła temat ocierając pojedynczą łzę spływającą po jej policzku.
- Się robi, proszę pani - uśmiechnąłem się pocieszająco i zalałem wodą torebeczkę z ziołami. Podałem szklankę Patrici, a ona przyjęła ją z wdzięcznością.
Rozmawialiśmy ze sobą cały wieczór, nawet nie zauważyliśmy, kiedy nadeszła północ. Zmartwiony wyjrzałem przez okno, a potem wróciłem wzrokiem do roześmianej Trish.
- Sydney o tej porze jest naprawdę niebezpieczne, naprawdę chcesz wracać do hotelu tak późno? - przygryzłem wargę.
- Nic mi nie będzie, jestem twarda - zachichotała Patricia. Nie przekonało mnie to jednak.
- Może zostaniesz na noc? - zaproponowałem nie myśląc o tym, jak mogło to zabrzmieć. Trish zakrztusiła się i dostała histerycznego napadu kaszlu.
- Co? Że ja? Z tobą?
- Mogę spać na ziemi - zaproponowałem. Patricia wyglądała na nieugiętą.
- Nie ma mowy.
- Oj, no proszę cię. Ten jeden raz - ustąp. Naprawdę się martwię.
Dziewczyna zaczęła bawić się palcami pod stołem - nerwowy odruch, który widocznie nie przeminął jej z wiekiem.
- Uh, no dobra. Ale to ja śpię na ziemi - powiedziała twardo. Westchnąłem zrezygnowany, bo wiedziałem, że nie odpuści.
- Dobra.
Weszliśmy na górę. Dałem jej moją koszulkę, żeby miała się w co przebrać, po czym zaprowadziłem ją do łazienki. Wróciłem do pokoju i zdjąłem kołdrę z poduszkami z łóżka, kładąc je na podłodze. Rozłożyłem dla siebie koc i szybkim ruchem zdjąłem koszulkę i spodnie, szukając dołu od piżamy. Założyłem go i wsunąłem się pod koc. Nawet nie wiem, kiedy Patricia wróciła do pokoju, bo od razu zasnąłem.


-------------
 Okej, nie jestem z tego w 100% zadowolona, ale przynajmniej jest.

Przypominam o konkursie na odgadnięcie mojego wieku! Nagrodą jest przewaga w następnym konkursie, w tamtym zaś można wygrać możliwość zadecydowania, który epilog pojawi się w opowiadaniu! :D

Nie ma dzisiaj Veroniki, po części ze względu na Kornelię (pozdrawiam cię, bo wiem, że to właśnie czytasz, hhahhahah), która ciągle powtarza mi, jak to bardzo jej nie lubi, oh, smutne XD

Nie wiem, czy wiecie, ale zaczęłam tłumaczyć razem ze wspaniałą @Niess94 fanfiction When The Night Gets Dark na angielski, link TUTAJ :)

Yes, właśnie dostałam wiadomość, że mam przetłumaczyć jednak rozdział pierwszy, a nie drugi, a wcześniej miałam już kawałek (prawie 2/3) przetłumaczony, ale usunęłam, bo se myślę 'a po co, skoro ona tłumaczy' SUPERAŚNIE <33333333

Nieważne, nie wiem, o co chodzi

Niedługo dodam Patricię do zakładki o bohaterach :)

GŁOSUJCIE W ANKIECIE PO LEWEJ STRONIE I ZAZNACZAJCIE WSZYSTKIE PODPUNKTY, KTÓRE DOTYCZĄ WAS!

Kocham was mocno! x

wtorek, 27 maja 2014

2.6

(((Część pisałam przy piosenkach:
- Passenger - Heart's On Fire
- Ed Sheeran - One

W tekście pojawiają się fragmenty kolejno: wyżej wymienionego Heart's On Fire i króciutko Ordinary Love od U2.)))

Dzień dwudziesty trzeci; 23 listopada

Nadal siłowałem się z samym sobą, żeby nie czytać listu od Veroniki. Jak na razie wygrywałem bitwy, ale byłem świadomy, że wojnę przegram i prędzej czy później go otworzę.
Wyjrzałem za okno o siódmej rano. Na dworze było już jasno, robiło się coraz cieplej wraz z nadchodzącym ogromnymi krokami australijskim latem. Został miesiąc do świąt, a ja nadal nie wiedziałem, co powinienem kupić mamie i zespołowi. Dopiero zaczynaliśmy grać i w ogóle, ale mieliśmy już kilka naprawdę niezłych kawałków. A my sami zaprzyjaźniliśmy się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wszyscy byliśmy z tego samego rocznika, a nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak bardzo do siebie pasowaliśmy*. To niesamowite.
Westchnąłem przeciągle, wpatrując się w trawę przed domem muśniętą wczesnymi promieniami słońca. Mieniła się wszystkimi kolorami tęczy dzięki kropelkom rosy delikatnie spoczywającym na źdźbłach.
Zadzwonił mój telefon. Niechętnie przerwałem rozmyślania nad murawą i podążyłem za dźwiękiem Kings And Queens. Odebrałem bez sprawdzenia dzwoniącego.
- Halo? - mruknąłem.
- Niezłe powitanie - usłyszałem chichot po drugiej stronie słuchawki. Nie, nie... To niemożliwe, ona...
- Trish? - spytałem z niedowierzaniem.
- Nie, teraz jestem już Patricią, dorosłam, Caluś, nie mam już dziewięciu lat - jestem pewien, że przewróciła wtedy oczami.
- Jak i ja. - przypomniałem, zwracając uwagę na Caluś, które wtedy było dozwolone już tylko dla mojej mamy.
Trish była moją przyjaciółką od małego kajtka, ale kiedy wyjechała do Nowego Jorku jakieś pięć lat temu, nie mieliśmy żadnego kontaktu. Wiedziała o mnie wszystko, a ja zawsze skrycie się w niej podkochiwałem. Mimo to traktowałem ją jak starszą siostrę; Patricia była ode mnie rok starsza. Fakt faktem ten rok to tak naprawdę trzy miesiące (ona urodziła się w październiku, a ja w styczniu kolejnego roku), jednak rocznik nie kłamał i teoretycznie nadal była starsza.
- Taa... Nieważne. Opowiadaj, co tam u ciebie! Dawno się nie odzywałam, nie? - znowu zachichotała, a mi zrobiło się ciepło na sercu, bo tęskniłem za tym dźwiękiem.
- W sumie nic się nie... - urwałem, spoglądając na biurko, gdzie leżała kartka z moim wykaligrafowanym imieniem. - Caluś się zakochał. - wyznałem z cichym westchnięciem.
- Ojejku, naprawdę? - pisnęła radośnie. - Jak się nazywa? Ładna jest? Chodzi z tobą do liceum? Czy też coś do ciebie czuje?
- Veronica. I jest najśliczniejszą dziewczyną na Ziemi. A ja jestem największym idiotą na Ziemi, bo ciągle ją ranię i odpycham. Ale tak będzie dla niej najlepiej - skwitowałem opadając na łóżko.
- O matko, za dużo jak na jeden raz - wypuściła powietrze ze świstem. - Ale dlaczego nie możesz po prostu powiedzieć jej, ile dla ciebie znaczy, i być szczęśliwym? To nie takie trudne, Calum.
- Wydaje się. Ona nie należy, um, nie należy do mojego świata - przygryzłem wargę, mimo że nie mogła tego widzieć.
- Oh, rozumiem, jesteś zbyt zakochany w samym sobie i zajęty lizaniem dup swoich nowych niby-kumpli, żeby skorzystać z szansy na miłość twojego życia. Dobrze myślę, prawda?
- Po to zadzwoniłaś? - mruknąłem zirytowany. - Żeby robić mi wykłady?
- Nie, chciałam ci powiedzieć, że dostałam propozycję od naprawdę dobrej szkoły w Adelaide i zamierzam się tam przenieść.
- Mieszkam w Sydney, Patricia.
- Wiem o tym. Mimo wszystko wolałam, żebyś wiedział, że nie jestem już na drugim końcu świata i że możemy się kiedyś spotkać... - odpowiedziała niepewnie.
- Okej, może kiedyś. - odparłem oschle, nadal zły o jej wcześniejszy wykład.
- Oh, w porządku. No więc, uh... Miłego dnia, Hood.
- Ta, wzajemnie - burknąłem. Połączenie zostało zakończone.
Trish zawsze była mi bliska, ale czasami naprawdę doprowadzała mnie do szału. Zawsze myślała, że wie, co dla mnie najlepsze, ale tak naprawdę okropnie się myliła.
Zszedłem na dół i chwyciłem plecak. Potrzebowałem oczyścić umysł. Założyłem słuchawki i rozkoszowałem się każdym dźwiękiem płynącym do moich uszu. Ruszyłem w las, pod górę, na miejsce, które znałem tylko ja. Miałem plecak, gitarę i tylko siebie samego. Tam mogłem pomyśleć nad wszystkim spokojnie, powoli.
Już prawie dotarłem, kiedy dotarły mnie dźwięki instrumentu i delikatny, dziewczęcy głos. Wiedziałem, że to ona. Poznałem od razu. Zaczekałem więc, wsłuchując się w tekst śpiewany przez Veronicę.
Cóż, nie wiem jak ani nie wiem dlaczego...
Ja też nie wiem, Veronica. Nie wiem, jak to się stało.
Kiedy masz ochotę śmiać się, ale zaczynasz płakać...
Znam to dobrze.
Nie mam dużo i nie mam wiele...
Masz wszystko, czego ci brakuje?
Oh, kochanie, moje serce płonie...
Oh, moje też. Dla ciebie.
Wtedy postanowiłem podejść do niej po cichu. Czekałem kilka kroków za nią, dopóki nie skończyła grać. Wtedy usiadłem koło niej bez słowa, a ona wyglądała na niewzruszoną moim przyjściem. Wyciągnąłem więc gitarę z jej rąk i dostroiłem ją delikatnie, po czym zacząłem grać.
Nie możemy polecieć dalej, jeśli nie możemy czuć zwykłej miłości, nie możemy sięgać po więcej, jeśli nie potrafimy poradzić sobie ze zwykłą miłością.
Ronnie spoglądała to na mnie, to na jej gitarę, którą, w sumie, bezczelnie jej zabrałem.
Napisałem tą piosenkę już kiedyś, a ostatnio dowiedziałem się od chłopaków, że jest naprawdę dobra, więc stwierdziłem, że kiedyś ją sprzedam. Wtedy jednak, dopóki była jeszcze moja, mogłem ją śpiewać bez wyrzutów.
Kiedy skończyłem, między nami zapadła niezręczna cisza. Nie potrafiłem się odezwać, wiedziałem, jak mocno ją zraniłem. W końcu Ronnie zabrała głos.
- Przeczytałeś mój list? - pokręciłem przecząco głową, oddając jej gitarę. - W porządku. To ja chyba będę się zbierać - powiedziała cicho. Nie odpowiedziałem, po prostu obserwowałem jak zbiera swoje rzeczy i pakuje instrument do futerału. A potem odeszła bez jakiegokolwiek pożegnania.
Chwilę posiedziałem sam na sam z moimi myślami, a kiedy wróciłem do rzeczywistości, okazało się, że powoli zaczynało się ściemniać.
- Najwyraźniej chwila zmieniła się w godziny - mruknąłem pod nosem i chwyciłem plecak.
Zszedłem z góry, wyszedłem z lasu, wróciłem do domu.
Pierwszym, co zrobiłem, było odnalezienie listu Ronnie. Przeczytałem go niezwłocznie.

Przecież miałeś być zawsze, kiedy będę cię potrzebować...
V.

Moje serce pękło na milion kawałków. Wtedy przestałem ją kochać. Bo nie miałem już czym.










*wiek Michaela, Luke'a i Caluma został nagięty na potrzeby opowiadania. Jest rok 2010, jednak chłopcy mają po 16 lat, tak jak Ash :)

------------------------
OK I CAN'T, TA KOŃCÓWKA MNIE ZABIŁA


No a tak na marginesie - wiecie, teraz dodaję to tak w sumie z komputera kuzynki, także się jarajcie. Na Dzień Dziecka dostaniecie 2.7, tak sądzę przynajmniej, bo wtedy ma do mnie wrócić laptop, yaaay! <33


No także ten no. Pojawia się Patricia w 'hołdzie' (XD) dla Patrycji, która wygrała konkurs na zdjęcia! Szkoda, że niektórzy obiecali wysłać, a tego nie zrobili :ccc Niby maj jeszcze trwa, więc możecie dosłać te zdjęcia, ewentualnie jeśli ktoś przebije te Patrycji to dostanie drugą postać, to nie problem, hahahhah :D


Hashtag #Studniowa was bardzo kocha i mu smutno, bo nie tłitujecie na nim :CCCCCCCCC


Ja też was kocham, ofc! xxxxxx

piątek, 23 maja 2014

2.5

(((Pisałam w ciszy, bo jestem już w sumie spóźniona, za dziesięć minut muszę wyjść! ofjidsjgis)))

Dzień dziewiętnasty; 19 listopada

Tego dnia Ronnie wyszła ze szpitala. Nadal była bardzo poobijana, ale jej stan zdecydowanie się polepszył. Dowiedziałem się, że wpadła pod samochód, kiedy biegła na autobus, bo była już spóźniona. Oczywiście, zezłościłem się na nią, bo naraziła swoje życie dla głupiej frekwencji na spotkaniu rodzinnym, ale to szybko minęło i ustąpiło miejsca współczuciu.
- Hej, stary, słyszałem, że Veronica miała wypadek - przyszedł do mnie Luke i podał mi rękę w ten charakterystyczny sposób. On sam też czuł się o wiele lepiej i przestał mamrotać o jakichś sieciach.
- Tak, umm... - przygryzłem wargę, temat Ronnie nadal nie był dla mnie zbyt przyjemny. - Ale już jest okej. - dodałem po chwili.
- Mam nadzieję, polubiłem ją, gdy ją lepiej poznałem. I gdy patrząc na nią nie myślę o nich...
- Luke, w porządku? - zmarszczyłem w brwi.
- Um, tak, oczywiście. Wybacz, muszę już iść. Na razie, Cal!
- Cześć... - wypowiedziałem cicho za biegnącym już Hemmingsem. Wzruszyłem ramionami i usiadłem przy stoliku. To znowu ta głupia pora lunchu. Ale nie. Tym razem nie będzie głupia. Wstałem korzystając z nieobecności Ronnie i ruszyłem do stolika chłopców, gdzie dwa miejsca były wolne - jedno moje, stare, i jedno Lucasa.
- Hej, Hoodie! - Michael uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłem gest i wymieniłem krótkie przywitanie z Ashtonem.
- Więc książę nie siedzi z księżniczką? - spytał Mike chichocząc. Przewróciłem oczmi, a wtedy za moimi plecami rozległ się cichutki głos.
- Najwidoczniej nie.
Odwróciłem się i ją zobaczyłem. Miała spuchniętą wargę, nadal, i ranę biegnącą przez pół policzka. Wcześniej jej nie miała, pomyślałem i zmarszczyłem brwi.
- Miłego lunchu, Calum.
I odwróciła się, ruszając w stronę naszego zwykłego stolika. Zauważyłem, że bardzo ciężko jej się ruszać, więc już prawie wstałem i pomogłem jej w bezpiecznym dotarciu na miejsce, jednak ona się przewróciła i zaczęła zwijać z bólu. Prawie cała szkoła zaczęła się z niej śmiać, a ona tylko jęczała, skręcając się na ziemi. Krzyczała coś, ale jej nie usłyszałem. Podszedłem więc bliżej niej i wtedy zrozumiałem jej słowa.
- Calum, proszę, pomóż mi!...
Stanąłem w miejscu patrząc na bezradną brunetkę na podłodze, po czym odwróciłem się na pięcie i zignorowałem ją. Wróciłem do stolika.
- Stary... Jesteś chujem - skwitował moje zachowanie Luke, który musiał przyjść w trakcie mojej niedługiej nieobecności.
- Wiem o tym. Ale tak będzie dla niej najlepiej, zapomni o mnie...
- Pierdolenie - skrzywił się Ashton i wziął bułkę w ręce.
Resztę lunchu spędziliśmy w ciszy.
Po lekcjach podszedłem do szafki, żeby włożyć do niej książki, jednak kiedy ją otworzyłem, ze środka wypadł liścik zaadresowany do mnie. Otworzyłem szeroko oczy. To na pewno Veronica.
Schowałem go więc do plecaka z obietnicą, że go nie otworzę.

------------------
Jest tak cholernie krótko, ale cieszcie się, że w ogóle jest, bo męczyłam się z nim okropnie. Po prostu wszystko, WSZYSTKO, co napisałam, było beznadziejne. vnjbnksdjkbsjd
Dziękuję za ''wenę'' @5secofallie, znowu mi pomogłaś. Zasłużyłaś na jakiś order z ziemniaka czy coś, ahhaaahahhah :D
Zostało tylko 8 dni konkursu! Dalej możecie przesyłać zdjęcia Caluma i Veroniki, które kojarzą się wam ze Studniową. Przypominam maila: cedricellina@gmail.com :)
Hashtag #Studniowa działa tylko do końca rozdziału 2! 
Rozdziały 3 i 4 będą się nazywać...
PAM PAM PAM......
Za Rogiem! :D <33333
Więc wtedy obowiązywać będzie hashtag #ZaRogiem, oryginalne, hahahahhaha XD
Dlatego musicie używać #Studniowa, żeby się z nim pożegnać! <3

No to w sumie tyle, hahahahha

A, jeszcze nie!
Ogłaszam konkurs, w którym są do wygrania SPOILERY! Jeee!
Wystarczy zgadnąć, ile mam lat.
DOTYCZY TWITTEROWICZÓW Z WYJĄTKIEM @luvmyaustin *wybacz, słonko, hahahah*

Kocham was mocno! x

wtorek, 20 maja 2014

2.4

(((Część pisałam przy piosenkach:
- A Fine Frenzy - Almost Lover *radzę sobie przeczytać tłumaczenie przed przeczytaniem części*
- Glee - Jar Of Hearts)))

Dzień czternasty; 14 listopada

Nie miałem najmniejszej ochoty opisywać tego dnia, bo uważałem, że był jednym z najżałośniejszych w moim życiu, jednak to wyszło samo. Tak jakbym zupełnie tego nie planował. Mimo wszystko dodam go do mojej historii, bo jest niezwykle ważnym elementem całej układanki.
Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Rano potrzebowałem trzech dużych, czarnych kaw, żeby w ogóle wstać, a w szkole i tak byłem na tyle nieprzytomny, że nieświadomie zgodziłem się dostarczyć alkohol na urodziny Mike'a. Wróciłem do domu również całkiem mechanicznie.
Pierwszym, co zrobiłem po wejściu do domu, było złapanie gitary. Zacząłem coś brzdąkać, tak po prostu. Potrzebowałem tego. Było tak niesamowicie uspokajające i jednocześnie pobudzające, że nie mogłem przestać. Moje palce przesuwały się po gryfie, a gitara wydawała dźwięki, które były dla mnie dziwnie nieznajome. Po chwili zanuciłem pod nosem tekst pewnej piosenki i dopiero wtedy stało się to dla mnie jasne.

Goodbye my almost lover
Goodbye my hopeless dream
I'm trying not to think about you
Can't you just let me be?

Tak bardzo, jak chciałem przestać, nie mogłem. Zwyczajnie nie mogłem. To było straszne. Przetwarzałem w głowie wszystkie obrazy tego, jak było nam dobrze, jacy byliśmy szczęśliwi odwracając się od świata i zamykając w swoim własnym. Po prostu ciesząc się sobą. Zapominając o stereotypach.
So long my luckless romance
My back is turned on you
Should've known you'd bring me heartache
Almost lovers always do...

Nie powstrzymywałem już uczuć, to wszystko za bardzo mnie przytłoczyło, zabiło wszystkie moje mury, które tak skrupulatnie budowałem przez wiele lat...
Płakałem, przyznaję. Wiecie, to taki głupi stereotyp, że faceci nie płaczą. Ale tak naprawdę płaczemy o wiele więcej niż dziewczyny. Tylko robimy to w ukryciu, wtedy, kiedy nikt nie widzi. Kiedy możemy dać upust emocjom bez ryzykowania swojej zakichanej męskiej dumy.
Zadzwonił mój telefon, jednak całkowicie go zignorowałem. Grałem dalej. Muzyka była moim kluczem na zewnątrz, moją ucieczką od tego wszystkiego. Struny boleśnie wbijały się w moje palce, nie obchodziło mnie to w najmniejszym stopniu. Byłem tylko ja i muzyka, w wielkiej bańce oddzielającej mnie od problemów, od świata, od niej.
I znowu moje cholerne myśli poleciały do niej, jakby były od niej jakoś głupio uzależnione. Wróć. To nie one były głupie. To ja byłem. Bo dałem się tak łatwo omotać, takiej jednej, małej, zwykłej osóbce, niepozornej, a jednak...
Westchnąłem ciężko, kiedy piosenka się skończyła.
- Goodbye my hopeless dream... - wyszeptałem i odłożyłem gitarę. Siedziałem w miejscu wpatrując się w ścianę. Nie myślałem o niczym. Nie czułem nic. Nie wiedziałem nic. Jedyną pewnością w moim życiu była ona, a ja pozwoliłem jej odejść. Nie pozwoliłem; ja tak naprawdę ją wypchnąłem. Z mojego życia, mojego świata. Ze mnie.
Popadłem w niesamowity szloch i rzuciłem się na łóżko, wtulając twarz w poduszkę. Leżałem i płakałem, tak w sumie bez celu, bo przecież nie myślałem.
Tymczasem mój telefon nie przestawał dzwonić, a ja nadal go ignorowałem, jednak po piętnastu minutach nieustających połączeń stwierdziłem, że to coś ważnego. Wydmuchałem nos i odchrząknąłem, po czym wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Pan Calum Hood?
- Umm... Tak, o co chodzi?
- Musi pan pilnie przyjechać do szpitala Ravensdale. Jedna nasza pacjentka kazała pana zawiadomić.
- Zaraz. - poderwałem się z miejsca i zacząłem ciężko oddychać. - Pacjentka?
- Tak, proszę pana. Panna Veronica Darkstone, dokładniej. Odmówiła jakichkolwiek działań na swojej osobie, dopóki nie spotka się z panem. A muszę napomknąć, że miała wypadek, biegła przez ulicę i wpadła pod samochód, ma złamane dwa żebra i kilka mniejszych obić.
- O mój Boże - wyszeptałem. - Zaraz będę.
Rozłączyłem się i założyłem buty najszybciej, jak tylko się dało.
Goodbye my almost lover...
Gdybym tylko wiedział, jak bliska naszej sytuacji była ta piosenka, nawet bliższa, niż byłem tego świadomy... Przecież ona mogła umrzeć w tym wypadku! Wybiegłem z domu i po raz pierwszy od dłuższego czasu wsiadłem do mojego samochodu.
Odpalił od razu, więc z piskiem opon wyjechałem w stronę Ravensdale. Włączyłem radio, żeby rozładować swój stres i nie zrobić nic głupiego. Dopadły mnie słowa nazbyt teraz znajomej piosenki.
I never wanted to see you unhappy...
Szybko przełączyłem stację i wypuściłem oddech, który nieświadomie wstrzymywałem. Było już dość ciemno, słońce zaszło jakieś dziesięć minut temu.
Szpital pojawił się w polu mojego widzenia. Zaparkowałem niedokładnie i wybiegłem z samochodu, kierując się w stronę drzwi Ravensdale.
W środku przywitała mnie pielęgniarka, która od razu skierowała mnie na salę Veroniki. Wparowałem tam i wtedy ją zobaczyłem. Miała wiele zacięć na twarzy, najpoważniejsze biegło przez jej dolną wargę, jej włosy były posklejane krwią i potem, a wystający spod kołdry but okazał się całkowicie zniszczony. Podszedłem do niej cicho, a ona uchyliła oczy.
- Boże, Veronica... - wyszeptałem, kładąc dłoń na jej policzku i kucając przy niej.
- Calum. - próbowała się uśmiechnąć, ale zamiast tego jej twarz wykrzywił grymas bólu. - Przyszedłeś...
- Ćśś... Nic nie mów. Jestem. Pamiętasz? Obiecałem ci coś...
- ...Będę zawsze, kiedy będziesz mnie potrzebować - wychrypiała i skinęła niezauważalnie głową. Chwyciłem jej małą dłoń i schowałem ją w swojej. Pocierałem kciukiem jej knykcie uspokajając nie tyle ją, co samego siebie.
- Czy teraz dasz im się wyleczyć?
Ronnie skinęła ponownie.
- Księżniczki nie mogą mieć połamanych żeber, prawda? - znowu próbowała się uśmiechnąć.
Usiadłem na krześle obok niej, a chwilę później do sali wszedł lekarz.
- Czy możemy? - spytał Veronicę.
- Teraz tak, doktorze.
Spojrzałem na nią ostatni raz, posyłając jej Uśmiech Connie, a ona poruszyła ustami, nie wydając z siebie ani dźwięku.
Dziękuję, Calum.
Potem pielęgniarki wywiozły ją z pomieszczenia, a ja zostałem w nim sam z moimi myślami. Bańka została w domu, razem z gitarą, więc nie miało mnie co obronić.

------------
Oh, okej, to dla mnie za dużo, nie wiem, jak ja dojdę do szkoły z tymi wszystkimi uczuciami, omg, cidjsivjisdjvi :'c
No także ten, jest sobie przedpremierowo 2.4, jarajcie się, przypominam o konkursach i takie tam. Ta część mnie zabiła :C
Trzymajcie się, koniki, kocham was, może jeszcze dopiszę coś jak wrócę do domu aka o piętnastej.

+ dodam wam jeszcze tak na dobitkę zdjęcie Caluma w pewnej koszulce, hm hm hm :')

niedziela, 18 maja 2014

2.3

(((Część pisałam przy piosence:
- Ed Sheeran - All Of The Stars *w ogóle się w tym zakochałam tak mocno, że omg <3*)))

Dzień dziewiąty; 9 listopada

Rano doczłapałem do szkoły przed dzwonkiem, co w sumie graniczyło z cudem, bo wstałem o ósmej trzydzieści osiem, a lekcje zaczynały się już o dziewiątej. Wszedłem do sali sekundy przed nauczycielem. Ronnie już siedziała, idealnie przygotowana do lekcji. Kiedy siadałem na miejscu, nie raczyła mnie nawet jednym spojrzeniem
Do pory lunchu w sumie nie kontaktowałem. Luke wyszedł ze szpitala, rozmawiałem z nim chwilę, jednak na wszystkie moje pytania odpowiadał dwuznacznym:
- Czy na pewno tego chcesz? Czy na pewno uwolnisz się z sieci?
Zrezygnowałem więc po krótkiej chwili.
Wszedłem na stołówkę, gdzie Veronica już siedziała w naszym zwyczajowym miejscu. Zatrzymałem się na chwilę i głośno przełknąłem ślinę. Przymknąłem oczy i przygotowałem się psychicznie na próbę mojej silnej woli.
- Pamiętaj o zadaniach - mruknąłem sam do siebie pod nosem i odłożyłem swoją papierową torbę obok jej pudełka na lunch.
- Hej - powiedziała cicho i wymusiła uśmiech. Minęło już pięć minut przerwy, a ona nadal nic nie zjadła. Postanowiłem nie pytać, przypominając sobie o pierwszym zadaniu. Skinąłem głową na przywitanie i zacząłem odwijać swoje kanapki. - Obraziłeś się na mnie? - szepnęła.
Potrząsnąłem głową i wziąłem gryza bułki.
- To o co chodzi? - westchnęła poirytowana. Wziąłem serwetkę i wyciągnąłem długopis z bocznej kieszeni plecaka.
,,Moje gardło bardzo boli."
Veronica przewróciła oczami i powiedziała sarkastycznie:
- Jasne.
Wróciła do dziobania swojej sałatki plastikowym widelcem, więc nie wytrzymałem i szturchnąłem ją, podsuwając serwetkę pod jej nos.
,,Czemu nie jesz?"
- Nie jestem głodna - odburknęła, po czym spakowała swój lunch i odeszła bez słowa pożegnania. Odprowadziłem ją wzrokiem i przez dłuższą chwilę wpatrywałem się jeszcze w drzwi, którymi przed chwilą opuściła pomieszczenie.
- Heeej, Hoodie - Michael na krzesło obok mnie. Wymusiłem uśmiech i odpowiedziałem mu. - Co jest? Kłopoty w raju?
Zachichotał głupkowato, a ja tylko odburknąłem:
- Nie twoja sprawa.
I odszedłem, tak jak chwilkę temu Ronnie.
Nie odzywała się do mnie do końca zajęć. Myślałem, że już tego nie zrobi, więc nawet nie próbowałem szukać jej po lekcjach. Zdziwiło mnie, gdy na zakręcie tuż przed moim domem, stała właśnie ona. Była bardzo niespokojna i przebierała z nogi na nogę. Zmarszczyłem brwi, a ona podeszła do mnie i wymierzyła mi siarczysty policzek.
- Ty gnoju! - krzyknęła i już chciała powtórzyć poprzednią czynność, jednak w ostatniej chwili złapałem jej nadgarstek. - Co zrobiłam źle? Dlaczego znowu mnie odsuwasz?! Nienawidzę cię! - wrzasnęła, próbując wyrwać rękę, jednak byłem zdecydowanie silniejszy od niej.
- O co ci chodzi?! - również krzyknąłem, przytrzymując ją w miejscu.
- O co chodzi? O co chodzi?! Zaraz ci powiem, o co chodzi! Tylko o to, że powierzyłam ci całą siebie, otworzyłam się na ciebie z takiej strony, której nikt inny nie widział, a ty po prostu bawisz się tym wszystkim, po czym rzucasz moje uczucia w drugi kąt pokoju, bo ci się znudziły! - zaczęła płakać. - Naprawdę nie rozumiesz, że ja tak cholernie mocno cię kocham, a ty mnie od siebie odsuwasz?! - zaszlochała, w końcu się wyrywając.
Spojrzała na mnie ostatni raz, a ja w jej zwykle radośnie niebieskich tęczówkach nie zobaczyłem niczego. Były puste, tak jak jej serce wtedy.
Odbiegła, nie odwracając się nawet, żeby spojrzeć, czy biegłem. Bo nie biegłem. Pozwoliłem jej odejść.
Bo kochać, to czasami pozwolić odejść.
A tak było dla niej najlepiej.

--------------
Oj no wiem, wiem, znowu krótko, ale no cholera, to takie trudne, pisać takie łamiące serca sceny. Na końcówce prawie płakałam, fndisjgis :cccccc
Z dedykacją dla niesamowitych @5secofallie i @patrycjak423, które są jednymi z najlepszych koników wszech czasów, yaay! <3
Przypominam o konkursie na odgadnięcie zakończenia Studniowej, możecie nawet zadecydować *po części*, czy Connie będzie razem! :D

Dla tych, których zapomniałam poinformować - w hashtagu #Studniowa możecie znaleźć pierwszy FANART z Connie! :)

Kocham was mocno! xx Do, hmm, powiedzmy... Do środy :)

EDIT: To nie znaczy, że przestanę was kochać w środę, tylko że wtedy pojawi się 2.4 ahhahaha XD

czwartek, 15 maja 2014

2.2

 (((Część pisałam przy piosenkach:
- 5 Seconds Of Summer - Good Girls Are Bad Girls *yessss, to piosenka Connie! :D*
- 5 Seconds Of Summer - Disconnected
- 5 Seconds Of Summer - She Looks So Perfect *uważam, że był to po prostu dzień sosów ;-;*)))

Dzień trzeci; 3 listopada

- Okej, dobra, już nic nie rozumiem - Anthony poprawił się na łóżku, ciaśniej splatając swoje nogi.
- Ale co tu rozumieć? - westchnąłem, opadając bezradnie na plecy.
- Czekaj, daj mi to przeanalizować, misiek. Ty i moja siostra zbliżyliście się do siebie, twoim zdaniem, zbyt mocno, a zupełnie się od siebie różnicie, więc nie możecie być razem. Stwierdziłeś, że skoro to nie wchodzi w grę, to musisz się odkochać.
- Więc czego nie rozumiesz? Wiesz wszystko - wywróciłem oczami.
- Tego, że wy jesteście identyczni! Zawsze mówicie tak samo, jecie tak samo, słuchacie tej samej muzyki...
- Ale mamy innych przyjaciół i obracamy się w innym towarzystwie. Z resztą, ona w ogóle się nie obraca - skrzywiłem się i w tym momencie zawibrował mój telefon.
*V: Sprowadź Tony'ego do domu. Natychmiast.*
Zmarszczyłem brwi.
- Tony, czy twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś? - spytałem niepewnie, podnosząc się do pozycji siedzącej. Chłopak spuścił wzrok. - Anthony!
- No co! Przecież nie będę tam siedział, kiedy znowu przylazł ten cały pegaz - wzdrygnął się.
- Jaki pegaz? - zdziwiłem się.
- Ten taki w kolorowych włosach, no wiesz, pegaz.
- Oh, Michael... - mruknąłem.
- Właśnie on. No sam widzisz. Kurczę, przecież on niedługo rozwali Connie biorąc pod uwagę, że masz ten cały Studniowy Kurs Niekochania!
- Studiową Kurację Antymiłosną - poprawiłem go cicho.
- Jeden pies.
- Tony, wiem, że go nie lubisz, ale naprawdę nie możesz tak robić. Twoi rodzice się martwią. Veronica się martwi...
Chłopak podniósł dłoń do góry uciszając mnie i wstał z westchnieniem.
- Nadal nie sądzę, żeby to była dobra decyzja.
- Wiem. Ja też nie. Ale już nie zamierzam się wycofywać. Alea iacta est, Anthony.
- Kości zostały rzucone - skinął głową ze zrozumieniem. - Miałem ostatnio na historii.
Po tych słowach wyszedł z mojego pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
Kilka godzin dnia trzeciego minęło mi na bezczynnym leżeniu i rozmyślaniu o sensie całej kuracji. Po trzeciej spędzonej w ten sposób, usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi. Zwlokłem się niechętnie z łóżka i poczłapałem do wejścia. Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazała się Ronnie.
- Calum, hej - uśmiechnęła się i spytała, czy może wejść. Już miałem jej odpowiedzieć, ale przypomniałem sobie o zdaniu pierwszym. Skinąłem więc tylko głową. Veronica zdjęła buty i weszła za mną do pokoju. Usiadła koło mnie na łóżku.
- Pewnie zastanawiasz się, co mnie sprowadza.
Skinąłem, patrząc na nią wyczekująco.
- W sumie nie wiem, co to było - przyznała. - Ale po prostu musiałam tu przyjść. Ciągnęło mnie tutaj, jakaś niewidzialna siła, która...
Przerwałem jej, chwytając jej rękę. Spojrzałem jej w oczy, nadal nic nie mówiąc.
- Wydaje mi się, że coś do ciebie czuję - powiedziała, nieśmiało spuszczając wzrok na nasze splecione dłonie.
Oh, no serio...
Postanowiłem zrobić wyjątek w zadaniu i odezwałem się:
- Ja też coś do ciebie czuję, Ronnie, ale to nie zmienia faktu, że nie możemy być razem - westchnąłem.
- Dlaczego? - szepnęła smutno, chwytając mój podbródek i tym samym zmuszając mnie, żebym na nią spojrzał.
- Jesteś jak... Hm, no nie wiem, nie czytam za dużo książek, nie potrafię nas porównać.
- Jak Romeo i Julia? Bonnie i Clyde? Elizabeth i pan Darcy?
- Widzisz? To właśnie jest ta różnica. Jesteś zupełnie z innego świata, mój nigdy cię nie zaakceptuje, nie ważne, jak mocno oboje byśmy tego chcieli - pokręciłem ze smutkiem głową.
- Ale kogo obchodzi, co myślą inni? Niech sobie myślą! To nasze życie, a nie ich.
- Oni są jedynym, co mam, okej? - odwarknąłem i puściłem jej rękę.
- Calum, ja... Przepraszam - chciała wstać, jednak chwyciłem ją za łokieć i pociągnąłem tak, że wylądowała na moich kolanach. Momentalnie przylgnąłem do niej ustami i zdałem sobie sprawę z tego, że to był pierwszy raz, kiedy to ja wyszedłem z inicjatywą pocałunku. Ronnie odwzajemniła go od razu. Miałem wrażenie, że byliśmy stworzeni, by całować tylko siebie nawzajem. Jak dwa fragmenty układanki, które pasują tylko w jednym miejscu.
Koło siebie.
Veronica niechętnie odsunęła się ode mnie i zeszła z moich kolan. Nadal trzymała moją dłoń, nawet nie zauważyłem, kiedy ją złapała. Powoli wysuwała swoją malutką rączkę z mojej ogromnej, odchodząc coraz dalej.
- Żegnaj, Calum.
Cofnęła dłoń i z lekkim wahaniem wyszła z pokoju.
Westchnąłem ciężko i spisałem drugie zadanie.


Z tym będzie jeszcze trudniej.
Zaśmiałem się ze swojej bezradności i zadzwoniłem do Ashtona.
- Hej, stary! Co tam? - przywitał mnie ze śmiechem.
- Muszę się upić. Masz jakiś pomysł? - rzuciłem bez ogródek.
- Hm... Antifico? - zaproponował.
- Może być. Za pół godziny będę u ciebie.
Rozłączyłem się i wyszedłem z domu, zabierając tylko portfel i klucze.
Dalej nic nie pamiętam. Wszystko jest dla mnie jedną, wielką, zamgloną plamą. Chyba troszkę przesadziłem.

----------
Jejku, naprawdę nie chciałam, żeby wyszło tak krótko, ale jeszcze mocniej chciałam dodać coś w dzień miesięcznicy! <3
Boże, nie wierzę, że nasza malutka Studniowa ma już miesiąc i prawie 1600 wyświetleń! Jesteście niebywałe, nie mogłam sobie wyobrazić lepszych koników.
Dzisiaj cały dzień tylko jarałam się, że moje dziecko aka ten ff jest takie duże i w ogóle XDD
Przypominam o hashtagach #studniowa i #miesiącstudniowej, bardzo miło mi jest czytać wasze przemyślenia <3
DODATKOWO OGŁASZAM NOWY KONKURS!!! *i przypominam o starym ahahhah xd*
Osoba, która napisze razem z hashtagiem #studniowa teorię zakończenia rozdziału najbliższą prawdzie otrzyma... aaa, tego wam jeszcze nie zdradzę :D Ale uwierzcie, warto, warto! <3 Mogę zdradzić, że zwyciężczyni będzie miała naprawdę dużo do gadania w sprawie fabuły :)

Kocham was mocno! Miłej miesięcznicy xx

poniedziałek, 12 maja 2014

2.1

(((Rozdział pisałam przy piosenkach:
- Bastille - Get Home
- Passenger - Let Her Go)))

NOTATKA ZAPRASZA :)

Dzień pierwszy; 1 listopada

Ranek przywitał mnie z bólem głowy i dosłownie wszystkich mięśni ciała, jednak zwlokłem się z łóżka i chwyciłem zeszyt z piosenkami, tak jak zaplanowałem to poprzedniego dnia i, o dziwo, o tym pamiętałem. Otworzyłem go na stronie z piosenką Veroniki. Przejechałem jeszcze raz wzrokiem po tekście. Nabazgrałem tytuł, I've Got That Friend, żegnając się niemo z tekstem, który już nigdy nie ujrzy światła dziennego. Wyrwałem kartkę, zwinąłem ją w kulkę i cisnąłem do kosza, nie upewniając się, czy tam wpadła, nie obchodziło mnie to.
Wtedy wyszedłem z domu i skierowałem się do najbliższego sklepu papierniczego. Kupiłem dziennik. Taki najzwyczajniejszy w świecie dziennik. Postanowiłem notować w nim wyzwania na każdy kolejny dzień. Postanowiłem zacząć od razu po powrocie.


- Nie będzie łatwo - mruknąłem pod nosem i udałem się do kuchni. Zrobiłem szybkie kanapki i już chciałem wychodzić, jednak zatrzymała mnie wchodząca do domu mama.
- Hej, Caluś! - cmoknęła mnie w policzek i zwinnie wyminęła, ocierając o mnie tylko jedną siatką z zakupami.
- Cześć, mamo. Co się dzieje? Po co te zakupy?
Kobieta odłożyła produkty na stół i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Pani Hood ci nie mówiła? - była śmiertelnie poważna.
- Mamo, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale to ty jesteś panią Hood.
Pokręciła szybko głową, wybuchając śmiechem.
- Miałam na myśli Veronicę. Jej rodzina przychodzi dziś do nas na kolację. Podobno przyjaźnisz się z jej bratem i to on zaangażował całe spotkanie. Cholera, mamy mało czasu, Calum.
Momentalnie rozbolała mnie głowa, nawet mocniej niż przedtem, a nie myślałem, że to możliwe. Podszedłem do szafki z lekami i wyjąłem opakowanie aspiryny.
- Dziecko, nie mów mi, że piłeś wczoraj - spojrzała na mnie z politowaniem.
- Nie, no coś ty, mamo... - skłamałem. Nauczyłem się już dobrze kłamać. - To tylko jakaś migrena, w sumie nie wiem skąd.
- Mam nadzieję. Caluś - westchnęła. - Proszę, ubierz dzisiaj koszulę i sprzątnij w pokoju. Mam nadzieję, że zajmiesz się Veronicą i Anthonym.
Zamarłem. Nie pomyślałem o tym wcześniej. Ronnie w moim domu, w moim pokoju, ze mną, kiedy próbuję się z niej wyleczyć. O mój Boże.
- Calum? Wszystko w porządku? - mama położyła dłoń na moim barku.
- Tak, oczywiście. O której będą?
- O szóstej.
Spojrzałem na zegarek. Trzecia dwadzieścia. Zmarszczyłem nos, jednak po chwili skinąłem głową.
Państwo Darkstone pojawili się niemal punktualnie, niemal, bo spóźnili się cztery minuty, za co oczywiście przeprosili.
- Cześć, Calum! - przytuliła mnie Kristine, a ja odwzajemniłem uścisk, trochę mniej entuzjastycznie. Kiedy w końcu się ode mnie odkleiła, wymieniłem uścisk dłoni z Patrickiem i krótkie, niezręczne spojrzenie z Ronnie.
- Hej, Cal, co będziemy robić? - spytał Tony.
- Zaplanowałem kilka rzeczy, zdejmijcie kurtki i buty, pójdziemy do mojego pokoju - odpowiedziałem.
- My? - odezwała się cicho Veronica.
- Tak. Wy. Ty też - rzuciłem, jednak nie spojrzałem na nią. Kątem oka zobaczyłem, jak ściąga swój płaszcz w beżową kratkę i do końca odsłania swoją czerwoną sukienkę do kolan. Była prosta, nie miała żadnych rozcięć ani dekoltu, przyległa, ale nie obcisła w talii i od bioder rozkloszowana. W każdym razie - nie była niesamowicie wygórowana, jednak mój oddech stał się cięższy. Ale przecież wcale się nie przyglądałem, co ja tam wiem. Odpięła swoje czarne szpilki i znowu stała się niższa ode mnie. Podniosła nieśmiało wzrok i podeszła do mnie, zerkając krótko w moje oczy.
- Idziemy?
Odchrząknąłem.
- Tak, oczywiście. - odwróciłem się do rodziców Veroniki, którzy stali w progu, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. - Mama czeka na pańs... Em... Na was w salonie - poprawiłem się. - Miłej kolacji.
- Dziękujemy, Calum - Kristine uśmiechnęła się do mnie. Skinąłem głową na Ronnie i Tony'ego, nakazując im niemo, żeby poszli za mną.
Kiedy weszliśmy do mojego pokoju, a rodzeństwo zobaczyło moje dekoracje, stanęli jak wryci.
- Co się stało z tym miejscem? - spytała cicho Veronica. Wszędzie porozstawiałem klisze filmowe i rysunki kamer, gdzieniegdzie stały kadry z filmów.
- Postanowiłem przygotować fabułę - wzruszyłem ramionami.
- A jak ona brzmi? Chomiki w kosmosie? - zadrwił Tony, głaszcząc hełm Alexandra.
- Hej, zostaw Alexa, on tu nie ma nic do gadania.
Anthony zachichotał i usiadł na łóżku.
- Więc co będziemy robić, reżyserze? - zapytała Ronnie, jednak chyba nawet ona sama nie poznała swojego głosu, więc odchrząknęła z gracją, poprawiając swoją sukienkę.
- Myślałem o filmowych kalamburach. Przygotowałem jedno i dwuosobowe fragmenty filmów, które będziemy przedstawiać, a osoba siedząca musi odgadnąć tytuł filmu. Gramy na żelki, nic lepszego nie przyszło mi do głowy - uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Dobra, ja pierwszy - Tony wstał i wylosował karteczkę z kuferka. Rozwinął ją, a my z Veronicą usiedliśmy. Kiedy przypadkowo nasze kolana się zetknęły, momenatalnie je odsunęliśmy, pilnując, żeby nie powtórzyć tego ogromnego błędu.
Godziny mijały, a my nadal graliśmy, śmiejąc się w najlepsze. Wszystkie cytaty odgrywaliśmy perfekcyjnie, aż w końcu przyszła kolej moja i Ronnie. Pozwoliłem jej wylosować karteczkę, a kiedy rozwinęła papierek, zamarła z szeroko otwartymi oczami. Zabrałem od niej świstek i przeczytałem go z westchnieniem. Zabiję go kiedyś, pomyślałem.
- No dobra, spróbujmy.
Veronica przymknęła na chwilę oczy i stanęła tuż przede mną, wbijając wzrok w moje tęczówki. Zadrżałem niezauważalnie, kiedy położyła dłoń na mojej piersi.
Calum, ogarnij się, pamiętaj o Studniowej...
- Co to jest całość? - spytała cicho, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Całość to ty i ja - odparłem i zamknąłem ją w szczelnym uścisku moich rąk.
- Czy to Iris? - spytał Tony, a ja odsunąłem się delikatnie od Veroniki.
- Tak, zgadłeś. Ronnie, czy możesz, proszę, sprawdzić, jak radzą sobie wasi rodzice? - wbijałem wzrok w jej brata.
- Oczywiście.
Za chwilę zniknęła za drzwiami.
- Co ty sobie wyobrażałeś, młody?! - krzyknąłem, jednak po chwili opanowałem się i obniżyłem głos, nadal zdenerwowany. - Czy to jakiś twój chory plan na zeswatanie mnie z Veronicą?
- Ale, Calum, ja tylko...
- Ty tylko co? Chciałeś się tylko wtrącić? Po co? Nie rozumiesz, że nigdy nie będę z twoją siostrą?
- Ale ja tylko chciałem mieć starszego brata... - wyszeptał ze szklanymi oczami. - Miałem nadzieję, że jeśli uda mi się połączyć cię z Veronicą, to może mnie polubisz i może zostaniesz moim starszym bratem, którego nigdy nie miałem, a tak bardzo chciałem mieć... Przepraszam - zapłakał i wybiegł z pokoju, zamykając się w łazience. Po chwili rozległo się pukanie i do pokoju zajrzała Veronica.
- Mogę wejść? - spytała cichutko, a ja skinąłem. - Co się stało? - usiadła koło mnie po turecku i wpatrywała się we mnie w ciszy.
- Trochę przesadziłem - wyznałem spuszczając wzrok
Siedzieliśmy w ciszy dłuższą chwilę, kiedy Ronnie zapytała:
- Calum, co się stało z nami?
Przymknąłem oczy i westchnąłem.
- Nie mam pojęcia. Może po prostu nie byliśmy sobie przeznaczeni...?
- Może. - przytaknęła, a ja w końcu podniosłem wzrok i zmierzyłem się z jej spojrzeniem. Było bardziej uporczywe niż kiedykolwiek.
- Ronnie, ja... - zacząłem, jednak nie dane mi było skończyć, bo poczułem jej usta na swoich, kiedy przylgnęła do mnie w spontanicznym pocałunku. Nie opierałem się, a nawet włączyłem do tej bezsłownej wymiany zdań. Czułem, jak zdesperowana była, jak tęskniła... Wszystko. Znowu czułem wszystko. Wplotłem rękę w jej włosy, a ona między pocałunkami spytała:
- Calum, czy od teraz będziesz przy mnie, kiedy będę cię potrzebować?
Kiedy usłyszałem to zdanie, odsunąłem się od niej, żeby spojrzeć jej w oczy. Była rozczochrana, miała trochę nabrzmiałe usta i błyszczące tęczówki. Po jej policzku popłynęła łza, jednak szybko ją otarła, niecierpliwie czekając na odpowiedź.
- Zawsze - przytuliłem ją i pocałowałem w czubek głowy.
- Obiecujesz? - wtuliła się w moje ramię, a ja wyszeptałem jej prosto do ucha:
- Obiecuję.
Od razu skarciłem się w myślach. Tego dnia nie wykonałem zadania, a nawet zaprzepaściłem swoje szanse na odrobienie tego na co najmniej kilka następnych.
------------------
 AAAA, JARAM SIĘ TĄ CZĘŚCIĄ TAK MOCNO ŻE OMG <3333
Ale później już nie będzie tak kolorowo, wiecie, Studniowa się zaczyna i takie tam :'c
Za chwilkę dodaję zdjęcie Jess, zapomniałam ostatnio :D
Przypominam o konkursie, jest już 12 maja, a czas tylko do 31! :')

A teraz ta ważna część - bardzo wam dziękuję za wspólnie spędzony miesiąc i za tyle wyświetleń i komentarzy. Szkoda mi tylko, że pod 1.10 były tylko cztery, no ale cóż, i tak jest super, one mnie bardzo motywują do dalszego pisania.
Obecnie statystyki wykazują, że najwięcej was wchodzi w godzinach 18-19 i 21-22, wy nocne Koniki, hahahahahha :D
Mam nadzieję, że będziemy obchodzić jeszcze sporo takich miesięcznic! A póki co, proszę, żebyście pisali swoje ulubione fragmenty wszechczasów z hasztagiem *profesjonalnie* #MIESIĄCSTUDNIOWEJ.

Część dedykuję Kornelii, która upiera się, że nie będzie Koniem, bo nie lubi Veroniki (ona jest jakaś dziwna, pfpfpf). Mam nadzieję, że ją w końcu polubisz, hahahah :D <3

czwartek, 8 maja 2014

1.10 - ostatnia część rozdziału pierwszego

(((Rozdział, a raczej część, damn, nie mogę się przyzwyczaić, hahahah, pisałam przy piosenkach:
- *szpital* Glee - Seasons Of Love
- *dom Caluma* 5 Seconds Of Summer - Amnesia, która kojarzy mi się z Connie w tym momencie nawet za bardzo, niż powinna
- *impreza* Justin Bieber - Confident)))

PLZ, NOTATKA, TO OSTATNIA CZĘŚĆ 1 ROZDZIAŁU, WIĘC TEN NO, WYPADAŁOBY

Dzień zerowy; 31 października

Po wydarzeniach z dnia minus szóstego Luke nadal leżał w szpitalu, był jednak przytomny i w pełni kontaktował. Gdy tylko dojechał, od razu zrobiono mu rentgen, który wykazał dwa złamane żebra. Policja nadal poszukuje sprawców.
Również od tamtego momentu nie rozmawiałem z Ronnie. Nie siadała koło mnie, nie odpowiadała na moje 'cześć', nie odbierała telefonów. Zwyczajnie mnie unikała. Nie czułem nawet na sobie tego jej wzroku, przeszywającego mnie zwykle na wskroś. Tęskniłem za nią. Tęskniłem za jej miękkimi włosami, za jej zdrowym, idealnie spakowanym lunchem, za jej śmiechem, nawet za tymi głupimi docinkami na temat mojej inteligencji.
Nie wiedziałem, co ze mną zrobiła, ale nie czułem się z tym dobrze.
Rano poszedłem, klasycznie, do szkoły. W drzwiach czekał na mnie Michael.
- Hej, Mike, co jest? - podałem mu rękę w ten charakterystyczny sposób.
- Luke majaczy - skrzywił się.
- Co? Przecież wczoraj było z nim dobrze...? - spytałem z niepewnością w głosie.
- Najwyraźniej nie. Wczoraj wieczorem poszedłem go odwiedzić, a on ciągle powtarzał coś o tym, że mamy ratować Veronicę, że oni chcą ją dopaść, że nadal czekają i takie tam.
Zachłysnąłem się powietrzem i zakomunikowałem koledze, że muszę iść. Wbiegłem do stojącego na przystanku koło szkoły autobusu i usiadłem, troszkę zdyszany. Wysiadłem chwilę później i skierowałem kroki do pobliskiego szpitala. Wszedłem do środka i od razu ruszyłem do pokoju Hemmingsa, ignorując nawoływania pielęgniarki oznajmujące mi, że pora odwiedzin zaczyna się dopiero za trzy godziny. Popchnąłem drzwi i zobaczyłem Lucasa z bandażem na głowie. Czytał książkę (jedną ręką, bo drugą miał w gipsie) i zdawał się w ogóle mnie nie zauważyć. Chrząknąłem wymownie, a on podniósł głowę. Ożywił się na mój widok.
- Calum! Musisz ją chronić! Wywieź ją na jakąś wieś czy Bóg wie gdzie, po prostu zabierz ją z Sydney, rozumiesz?
- Luke, ale przed kim?
- Oni po nią wrócą, zobaczysz - zignorował moje pytanie i dalej panikował. - Dopadną ją, a ja cię ostrzegam. Będziesz miał wyrzuty sumienia, kiedy ją znajdą.
- Czego oni od niej chcą? - spróbowałem podejść go z innej strony i usiadłem na krzesło przy szpitalnym łóżku. Lucas uśmiechnął się jak obłąkany.
- Zemsty.
Przez moje ciało przeszedł krótki dreszcz, a kiedy spojrzałem na Hemmingsa, on znowu czytał swoją książkę. Gdy chciałem wyjść, złapał mnie za nadgarstek, a potem przeczytał mi jej fragment.
- Bo minie sto dni, zanim zapomnisz, że istniała. Po stu dniach będziesz wolny. Chyba, że jesteś słaby. Wtedy będziesz potrzebował jej jak nigdy, a ona ucieknie i będzie poza twoim zasięgiem. Decyzja należy do ciebie, mój chłopcze. Uwolnisz się z sieci lub zaplączesz w nią jeszcze mocniej.
Nie zrozumiałem, o co mu chodziło, jednak skinąłem głową i ruszyłem do wyjścia. Odwróciłem się jeszcze w drzwiach, żeby spojrzeć na uśmiechniętego do siebie blondyna, który znowu pogrążył się w lekturze. Westchnąłem i wyszedłem, cicho zamykając drzwi.
Zdążyłem na trzy ostatnie lekcje - hiszpański, angielski i chemię. Wydaje mi się, że w ogóle nie kontaktowałem, aż do momentu, kiedy Ashton podszedł do mnie i zaczął opowiadać mi o imprezie halloween'owej. Nie słuchałem go, oczywiście, a kiedy on zdał sobie z tego sprawę, uderzył mnie płaską dłonią w tył głowy.
- Hood, do chuja, mówię do ciebie.
- Wybacz. Ciągle zastanawiam się nad tym, co dzieje się z Lucasem. Martwię się o niego... Mimo wszystko - skrzywiłem się.
- Nie myśl teraz o tym. Właśnie mówiłem ci, że Julie organizuje imprezę halloween'ową i miałem zapytać, czy wpadniesz. To jak? - włożył ręce do kieszeni swoich spodni i wzruszył ramionami.
- Ronnie będzie? - spytałem mechanicznie.
- Nie wiem. Stary, co ci się stało? Nie potrafisz się ostatnio bez niej ruszyć.
- Przyjdę. - rzuciłem poprawiając plecak na jednym ramieniu i oddaliłem się w stronę swojego domu.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do salonu. Rzuciłem kurtkę na ziemię i usiadłem na kanapie.
- Cholera, Calum, po co się zgodziłeś? - skarciłem sam siebie.
Nie miałem najmniejszej ochoty iść na tą głupią imprezę, chciałem siedzieć w moim pokoju, brzdąkać na gitarze, straszyć małe dzieci, które miały przyjść po cukierki. Ale nie. Byłem na tyle głupi, żeby zgodzić się i iść do Julie. Kiedy zdałem sobie sprawę, że całość odbywa się u niej, jęknąłem przeciągle i schowałem twarz w poduszkę.
Wtedy rozległo się pukanie. Dokładniej dwa dzwonki i trzy puknięcia.
Veronica.
Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem, żeby wpuścić ją do środka, jednak kiedy otworzyłem drzwi, spotkałem się z niezbyt przyjemnym spojrzeniem kuriera.
- Pan Hood? - spytał znudzony. Wyrwałem mu długopis, podpisałem karteczkę, zabrałem od niego paczkę i bez słowa zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem. Wróciłem do salonu, burcząc pod nosem coś o uzależnieniu od Ronnie.
- Nie musiałeś być dla niego aż taki wredny - usłyszałem za plecami i aż podskoczyłem. Odwróciłem się i zmierzyłem wzrokiem siedzącego na kuchennym stołku Tony'ego.
- Jak się tu dostałeś?
- Nie zamykasz okien, geniuszu - wywrócił oczami, a ja przygryzłem wargę. Faktycznie. Mogłem być ostrożniejszy.
- Co tu robisz? - spytałem po chwili ciszy. Anthony spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Naprawdę? Myślisz, że jeśli szipuję cię z moją siostrą, a ona nie odzywa się do ciebie i unika twojego tematu od kilku dni, to się tym nie zainteresuję? - parsknął. - Słuchaj, misiek. Wiem, że Veronica czasami może być irytująca, wiem, że czasami może się obrażać, ale wiem też, że w głębi serca nadal bardzo cię lubi i to, że raz tam się pokłóciliście czy coś, znaczy tutaj tyle co nic. Więc zbieraj dupę i zaproś ją dzisiaj do Julie - zaplótł ręce na piersi.
- Jestem pod wrażeniem tej przemowy, Tony, ale... Zaraz, skąd wiesz o imprezie Julie?
- Wszyscy o niej wiedzą. Ta pusta lala zrobi wszystko, żeby zyskać rozgłos - westchnął, a ja wybuchnąłem śmiechem. Anthony posłał mi krótki uśmiech, jednak zaraz zapytał: - No to jak? Zabierzesz księżniczkę na bal? - mrugnął do mnie.
- Wiesz... - westchnąłem. - To nie takie proste.
- Dlaczego? - zdziwił się chłopak. - Po prostu idziesz ze mną do Veroniki... Czekaj, bądź nią, ja będę tobą - zarządził.
- Dobra...? - zmarszczyłem brwi.
Tony odchrząknął teatralnie.
- Hej, Veronica, uhm... - potarł nerwowo łokieć. - Wiesz, wybieram się dziś na tą imprezę halloween'ową, może masz ochotę pójść jako moja partnerka? Proszę? - uśmiechnął się z zębami i zamrugał kilka razy.
- Oh, Calum, wiesz, bardzo cię lubię, ale jesteś wrednym idiotą i w sumie wywaliłeś mnie z samochodu kumpla, kiedy rzuciłam jedną uwagę na temat prędkości - przerwałem na chwilę i westchnąłem. - Więc niestety, napiszę o twoich nędznych staraniach na wszystkich portalach społecznościowych, a potem publicznie dam ci kosza, zgoda? - przekrzywiłem głowę i zamrugałem ,,słodko".
Anthony wstał z krzesełka i skierował się do wyjścia. Zatrzymał się jeszcze w progu i powiedział:
- Nie jesteś jeszcze skończony, bracie. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie.
Po czym zamknął drzwi, zostawiając mnie w totalnym bałaganie moich myśli.
Ashton napisał mi wiadomość, że mam być na siódmą, a dochodziła już szósta.
- Czas najwyższy się ogarnąć - powiedziałem sam do siebie i westchnąłem. I kiedy tylko zbliżyłem się do szafy, znowu mnie naszło. Wyjąłem ten sam zeszyt, otworzyłem go na tej samej stronie i przeczytałem ten sam tekst.

Czy mogę zająć minutę?
Mam ci coś do powiedzenia
Słyszałem, że ktoś cię lubi

I to może być nic, ale on znajduje się zaraz przed tobą
Jest mniej więcej moich rozmiarów
Nie odwracaj się, bo on patrzy
Myślę, że go znasz
Ale po prostu nie wiesz, że on znajduje się zaraz przed tobą

Kochanie, rozmawiasz z nim prawie każdego dnia
On naprawdę uwielbia wszystkie gry, w które grasz...

Teraz jednak przyszedł czas na skończenie go. Poprawiłem się na krześle, zacząłem gryźć długopis i po chwili pisałem, w ogóle tego nie kontrolując.

...Kazał mi przekazać ci, aby zobaczyć co powiesz
Zanim wskoczy i zaprosi cię na randkę
Bo mam tego przyjaciela, który szaleje za tobą
Mam tego przyjaciela, który nie może żyć bez ciebie
Mam tego przyjaciela i chciałbym móc zobaczyć
Jakby to się skończyło, gdybyś wiedziała, że to ja
Coś, co muszę ci powiedzieć
On gra na basie
Sądzi, że lubiłabyś go bardziej
Gdyby miał samochód, ale teraz znajduje się zaraz przed tobą
Kochanie, rozmawiasz z nim prawie każdego dnia
On naprawdę kocha wszystkie gry, w które grasz
Kazał mi przekazać ci, aby zobaczyć co powiesz
Zanim wskoczy i zaprosi cię na randkę
Bo mam tego przyjaciela, który szaleje za tobą
Mam tego przyjaciela, który nie może żyć bez ciebie
Mam tego przyjaciela i chciałbym móc zobaczyć
Jakby to się skończyło, gdybyś wiedziała, że to ja
Rozmawiam z tobą prawie każdego dnia
I uwielbiam wszystkie gry, w które grasz
więc chcę ci przekazać, aby zobaczyć co powiesz
Zanim wskoczę i zaproszę cię na randkę

Odłożyłem długopis i zamarłem.
- Czy ja właśnie skończyłem piosnkę dla Veroniki? - pokręciłem głową i ze świstem wypuściłem powietrze. Po chwili wstałem z krzesła, bo przypomniałem sobie o zbliżającej się ogromnymi krokami imprezie. Wziąłem pierwszą lepszą koszulkę i spodnie, nie przejmując się zbytnio tym, w jakim są stanie, ale kiedy zobaczyłem, że chwyciłem ubranie od Ronnie, momentalnie wybrałem inne.
Julie zawsze kojarzyła mi się z wypindrzoną idiotką na obcasach, jednak kiedy otworzyła mi drzwi, musiałem przyznać, że była gorąca.
W sumie, mogłem to przyznać, nie byłem oficjalnie w Veronicą, poza tym, ona miała mnie kompletnie gdzieś.
- Wyglądasz super, Juls - rzuciłem, kiedy gestem ręki zaprosiła mnie do środka.
- Dzięki, Calum - zachichotała. To nie był tak przyjemny chichot jak Ver... emm... To nie był przyjemny chichot, dlatego skrzywiłem się prawie niezauważalnie. - Jesteś spóźniony.
- Wiem, przepraszam, coś mnie zatrzymało - wyznałem.
- To w takim razie musisz to odrobić. Zaczynamy właśnie rundkę w karaoke, zaśpiewasz nam coś? - zatrzepotała rzęsami. Wywróciłem oczami, jednak zgodziłem się.
Przy stole karaoke stali już Mike i Ash, zdziwiłem się, kiedy koło nich zobaczyłem Ronnie.
- Hej, chłopaki - uśmiechnąłem się. - Co ty tu robisz? - spytałem brunetkę na ucho, a ona posłała mi sarkastyczny uśmiech.
- To co ty. Zapominam o tobie, Calum - powiedziała i odeszła na parkiet, zbliżając się do Julie i jej przyjaciółek.
- Co będziesz śpiewał? - zapytała blondynka, która zmaterializowała się koło mnie w niewiadomym momencie.
- Emm... Dark Side? - zaproponowałem.
- Niee... Coś żywszego.
- Myślałem, że to impreza halloween'owa, a Dark Side nadaje się jak ulał... - zmarszczyłem brwi.
- Ta impreza ma wspólnego z halloween tyle, co... nic - zachichotała, znowu, a ja ledwo powstrzymałem odruch wymiotny. Okej, idzie nieźle, idzie nieźle, Calum, to tylko Juls...
- Może Amnesia? Luke mi ją kiedyś zagrał, jest naprawdę dobra - rzuciła jakaś dziewczyna, która usłyszała naszą rozmowę.
- Nie, tylko nie Amnesia. Ona jest wolna - zaoponowałem. I za bardzo określa mnie i Ronnie, dodałem w myślach.
- Oj tam, dobra - skrzywiła się Julie. - Śpiewasz Fireflies i koniec.
- Ale...
- Koniec - syknęła, a ja otworzyłem szeroko oczy. Dobra, wariatko...
Kiedy wszedłem na scenę zostałem gromko oklaskany i po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem na sobie to spojrzenie. Usłyszałem pierwsze takty utworu.
Odśpiewałem piosenkę mechanicznie, w ogóle nie zastanawiając się nad słowami. Kiedy skończyłem, zerknąłem krótko na Veronicę, która biła brawo, jednak zawzięcie dyskutowała z przyjaciółkami Julie, nie zwracając na mnie większej uwagi. Wzruszyłem ramionami i przekazałem mikrofon bliżej nieokreślonemu chłopakowi, który zataczając się wszedł na scenę.
- To było super - zaszczebiotała Julie, a ja skinąłem, niemo dziękując jej za komplement. - Hej, co się dzieje? Jesteś jakiś nieobecny - przerwała na chwilę. - Chyba wiem, co sprowadzi cię na ziemię.
Otworzyłem szeroko oczy przypominając sobie sytuację pod jabłonią.
- Mały szot - podała mi kieliszek.
Niemal niezauważalnie wypuściłem powietrze z ulgą. Wypiłem alkohol w mgnieniu oka.
Kilka godzin i kilka(naście?) podobnych kolejek później przysiadła się do nas jakaś ruda laska. Była ładna, naprawdę ładna. I wysoka. Zajęła miejsce koło mnie.
- Hej, jestem Jess. Widziałam, jak śpiewasz. Nieźle - mrugnęła do mnie, a ja przedstawiłem się z czknięciem. Jess zachichotała i chwyciła swój kubek opróżniając go do dna. Po naprawdę niedługiej chwili oboje byliśmy już nieźle wstawieni.
- Masz dziewczynę? - spytała ruda i zachichotała.
- Nie...? - przełknąłem ślinę.
- A jesteś zainteresowany? - przybliżyła się do mnie i już miałem ją pocałować, jednak się odsunąłem. Pomyślałem o tym, jak zawiedziona byłaby Veronica.
Bo minie sto dni, zanim zapomnisz, że istniała...
To był ten moment. Wtedy podjąłem decyzję.
...a ona ucieknie i będzie poza twoim zasięgiem... 
Jedynym racjonalnym rozwiązaniem mojego uzależnienia od Ronnie była kuracja.
...Uwolnisz się z sieci...
Studniowa Kuracja Antymiłosna.

------------
Omg wierzycie że to już koniec?!?! :CCCC Teraz będzie tak mega smutaśnie bo ta kuracja i w ogóle, ale pamiętajcie, że jakby otwiera się przed wami kolejna część historii Caluma i Ronnie, yaaay! <3
Miałam w głowie taką super notatkę z podziękowaniami, ale chyba musicie się zadowolić zwyczajowym 'kocham was' i kilkoma byle jakimi słowami ode mnie, bo mam teraz totalną pustkę w głowie, to przez te emocje chyba i trochę no ndjghsdihjis :ccc
Dedykuję tą część wspaniałej @SmothieLover, dzięki której dostajecie 1.10 o wiele szybciej, niż to planowałam, damn it, muszę być bardziej asertywna ahahahahha XD Także ten no. Dodam zaraz jeszcze aktoreczkę od Jess :3
I wybaczcie, że Dark Side to wersja Glee, ale słuchając Kelly zastanawiałam się, jak to Calum wyciągnie, więc postanowiłam dać pierwszą wersję, którą poznałam (yep, ja taki Gleek :D).

No więc, kocham was mocno, jak mi się coś przypomni to dopiszę XD

Aaa! Pamiętajcie o konkursie! I jeszcze chciałam wam powiedzieć, że to miłe, kiedy piszecie mi 'weny' i w ogóle, ale w sumie, żeby pisać Studniową nie potrzebuję weny bo nie ważne co kiedy jak i gdzie, ona sama wychodzi spod moich palców lel XD Poza tym, moją największą motywacją są wasze komentarze, więc goł goł goł! :DD + Dziękuję za prawie 1000 wyświetleń <3 To chyba już, hahahah :D

O, jeszcze nie XD Nowy rozdział, a dokładniej prolog tego rozdziału z postaci 2.1 ukaże się w następny piątek (o nie, o nie, tydzień bez Connie) :)

DO NASTĘPNEGO, KONIKI <3 XD

*mam zryty mózg, cicho*

Obserwatorzy