(((Część
napisałam przy:
-
Shakira - Empire *miałam to w głowie cały czas, lel*
-
5SOS - Ed Up Here
-
The Vamps - Last Night
oraz
z przerwami na filmiki Magcona, w szczególności Nasha)))
Dzień
sześćdziesiąty pierwszy; 31 grudnia
Sylwester. Skąd w
ogóle wzięła się ta tradycja? Zmiana cyferki w roku, tylko tyle.
Teoretycznie rzecz biorąc, sylwestra obchodzić powinniśmy w takim
razie każdego kolejnego dnia, bo przecież codziennie taką cyferkę
zmieniamy, w innym miejscu, ale zmieniamy.
Niemniej jednak ta
bezmózga ludzka rasa już od ponad tysiąca lat świętuje przejście
między dwoma latami. Wybiera się na imprezy, je, tańczy, pije,
śpiewa i wszystko, co tam się komu wymarzy.
Mój sylwester
zawsze spędzany był z chłopakami, co roku u innego. Po tym w
zeszłym roku, który odbywał się u mnie, musiałem wymieniać trzy
szyby i zbierać wszędzie zużyte prezerwatywy czy puste butelki.
Cieszyłem się, że w tym roku wybierałem się do Ashtona, bo on
zawsze urządzał imprezy z klasą. Chociaż, klasa może być
rozumiana dwojako. Sprostowanie: Ashton urządzał imprezy z motywem
przewodnim, do którego dopasowywane były różne gry pijackie i nie
tylko.
Oh, kogo to
obchodzi.
Nie wiedziałem, jak
mogę na taką imprezę przyprowadzić Ronnie. Faktycznie, zmieniła
się, ja się zmieniłem, ale sylwester z nami nie jest czymś, czego
jej teraz trzeba.
- O czym myślisz,
Calum? - spytała cicho, ściskając moją rękę. Siedzieliśmy w
parku na trawie, a ona w ciszy skubała źdźbła, teraz jednak
zaprzestała tej czynności.
- O dzisiejszej
imprezie - przyznałem.
- Imprezie? Nic
wcześniej nie mówiłeś, że idziesz na jakąś imprezę -
zmarszczyła brwi. No to jedziemy.
- Właściwie to
idziemy na imprezę. My. - przygryzłem wargę.
- Jesteś pewien?
- Nie do końca.
Wiem, że to nie twoje towarzystwo i w ogóle, ale nie chcę spędzać
sylwestra bez ciebie, jesteś moją przyjaciółką.
Ronnie uśmiechnęła
się leniwie.
- W takim razie
idziemy na imprezę.
Pokręciłem głową
z niedowierzaniem. Ta dziewczyna nie przestaje mnie zaskakiwać.
Wtedy zadzwonił mój
telefon. Wyjąłem go z kieszeni i przepraszając Veronicę,
odszedłem, aby odebrać połączenie.
- Co jest, Finefry?
- spytałem, a z drugiej strony doszedł mnie desperacki kaszel. -
Wszystko w porządku, Trish?
- T-tak - wydukała.
Po chwili kasłanie ustało, a ja czekałem na wyjaśnienia. -
Zjadłam papryczkę chilli, kiedy do ciebie dzwoniłam, to nie był
dobry pomysł - zaskrzeczała. Zacząłem się z niej śmiać. -
Idiota. - jestem pewien, że mówiąc to wydęła wargi w ten
śmieszny sposób.
- Nieważne. Po co
dzwoniłaś?
- Wiesz... Zostałam
zaproszona do Ashtona, nie pytaj przez kogo, ale odmówiłam. Ta
osoba nadal chciała, żebym przyszła, nawet jeśli nie z nią...
- Czekaj, czy ty
właśnie zapraszasz mnie na imprezę? - uniosłem brwi i przyłapałem
się na uśmiechaniu się głupio.
- Może -
zachichotała.
- Zawsze myślałem,
że to mężczyźni to robią.
- A ja zawsze
myślałam, że mężczyzna musi być starszy i oto jestem,
zapraszając małolata na imprezę.
- Ile razy mam ci
przypominać, że jesteś starsza jedynie kilka miesięcy? -
wywróciłem oczami.
- Rocznik nie
kłamie, Hood. To jak? Chyba, że zamierzasz iść z Veronicą...
- Właściwie to
nie, idziemy wprawdzie jako przyjaciele, ale nie było mówione, że
w ogóle razem - Dopiero kiedy wypowiedziałem te słowa, zdałem
sobie sprawę z tego, jak głupio zabrzmiały.
- Powiedzmy, że to
kupuję. O szóstej u ciebie?
- O szóstej u mnie
- potwierdziłem i zakończyłem połączenie.
Kiedy wróciłem,
Ronnie znowu powoli rozrywała jakieś źdźbło na kawałki. Opadłem
na trawę obok niej, a ona uniosła na mnie swój wzrok.
- O co chodziło? -
uśmiechnęła się. Boże, była taka piękna, kiedy się
uśmiechała...
- Trish zaprosiła
mnie na dzisiejszą imprezę - wzruszyłem ramionami.
- I co? Zgodziłeś
się? - uśmiech zniknął z jej twarzy, a w jej oczach pojawiła się
niepewność. Cholera.
- Tak sądzę? Sam
nawet nie wiem. Niby się zgodziłem, ale kurczę, to przecież
Patricia, znam ją całe życie i nie wyobrażam sobie jej u mojego
boku. Kocham przecież kogoś innego - spojrzałem jej prosto w oczy,
a ona zarumieniła się i spuściła wzrok na swoje skrzyżowane
nogi.
- Dlaczego to
zrobiłeś? - spytała tak cicho, że na początku nie byłem pewien,
czy się nie przesłyszałem, jednak porzuciłem tę myśl, kiedy
spojrzała na mnie wyczekująco.
- Zależy mi na niej
jak na siostrze, boję się ją zranić...
- A jeśli niemo
dajesz jej nadzieje? Co jeśli zranisz ją brakiem zrozumienia? - Jej
oczy były takie ogromne i takie niebieskie, cholera.
Cholera, cholera,
cholera.
- Nie wiem, to
wszystko wydaje się takie proste, a jednocześnie takie
skomplikowane... - nerwowo przeczesałem włosy palcami.
- Nie chcę się
wtrącać, ale jako twoja przyjaciółka, która cię kocha, wiem i
widzę, że ona też coś do ciebie czuje. A ty dajesz jej nadzieje.
Spojrzałem na nią
tylko smutnym wzrokiem, po czym wstałem i otrzepałem spodnie.
- Idziemy. Muszę z
nią porozmawiać.
Wyciągnąłem do
niej rękę, żeby pomóc jej wstać i w tym samym momencie piłka
uderzyła ją w głowę.
- Ałć! - pisnęła
i zaczęła pocierać bolące miejsce. Rozejrzałem się za
,,sprawcą" przygryzając wargę, żeby się nie roześmiać.
- Jeju, bardzo cię
przepraszam! - Koło nas zjawił się chłopak z czarną czupryną i
niebieskimi, zmartwionymi oczami. Nie no, ja zaraz chyba oszaleję,
kolejny Darkstone?!
- O mój Boże, nie
mów mi, że to twój kolejny brat, bo chyba się powieszę -
zwróciłem się do Veroniki. Już ledwo radzę sobie z czterema
członkami tej rodziny, a jeszcze jeden taki człowiek dobiłby mnie
psychicznie.
- Właściwie to
nie, widzę go pierwszy raz na oczy - zmarszczyła brwi i wstała.
- Jestem Nash -
chłopak uśmiechnął się i podał Ronnie rękę.
- Veronica -
odwzajemniła uśmiech, a ja przewróciłem oczami. Kiedy wpatrywali
się w siebie trochę zbyt długo, odezwałem się.
- Dlaczego uderzasz
moją dziewczynę piłką? - zaplotłem ręce na piersi, a on uniósł
dłonie w przepraszającym geście. Ronnie wybuchnęła sarkastycznym
śmiechem.
- Dziewczynę? To
dlaczego nie idziesz ze swoją dziewczyną na imprezę do
Irwina, tylko zabierasz tam przyjaciółkę? - podkreśliła słowo
,,dziewczyna", a ja przewróciłem oczami.
- Mam wrażenie, że
właśnie mieliśmy iść to wyjaśnić.
Nash przyglądał
nam się z rozbawieniem. Po chwili jednak zdał sobie z czegoś
sprawę.
- Do Irwina? -
wtrącił nagle zainteresowany. - Też się tam wybieram. Moja
przyjaciółka, Alice, która nocuje mnie w Sydney, jest kuzynką
Ashtona.
- Nie chcemy znać
twojego życiorysu - burknąłem, a Ronnie wbiła mi łokieć w
żebra.
- W takim razie,
może się jeszcze spotkamy, Nash? - posłała mu promienny uśmiech.
Witamy grzeczną Veronicę.
- Możliwe,
Veronica. Bardzo możliwe. Dobra, uciekam, bo Alice zaraz zadzwoni na
policję ze strachu. Do zobaczenia! - zaśmiał się i odszedł. Tak
po prostu.
Spojrzałem na
Ronnie z wyrzutem.
- Dlaczego się mnie
wyparłaś? - wydąłem wargi.
- A co jeśli to mój
brat? Odstraszyłbyś go od mojej rodziny - powiedziała całkowicie
poważnie, jednak nie udało jej się powstrzymać uśmiechu, który
po kilku sekundach wkradł się na jej usta. Przytuliłem ją mocno i
zachichotałem w jej włosy.
- Czasami cię
kocham, wiesz? - wyszeptałem.
- Wiem. A ja czasem
zapominam, że jesteś idiotą. Ty natomiast od razu mi o tym
przypominasz - uszczypnęła mnie w bok i zaczęła uciekać.
Sassy!
***
Kiedy przyszliśmy
do Trish i wszystko jej wytłumaczyłem, wyglądała na trochę
zranioną, ale podziękowała mi za szczerość. Nawet nie pomyślałem
wcześniej, że mogłaby coś do mnie czuć. To zawsze była moja
starsza siostra, nigdy nie myślałem o niej inaczej. Mimo wszystko
moje serce łamało się, kiedy musiałem jej mówić, że nie może
liczyć na nic więcej poza przyjaźnią z mojej strony.
Poszliśmy więc we
trójkę na imprezę Ashtona, wszyscy jako przyjaciele.
Przybyliśmy około
ósmej, a w domu Irwina już tłoczyło się mnóstwo pijanych
nastolatków. Wszędzie walały się na pół wypite butelki whiskey,
znalazłem nawet jedną dziewczynę, która spała na parapecie.
Nieźle.
Ronnie patrzyła na
to wszystko ze zdegustowaniem, a Trish po prostu wzruszyła ramionami
i zatopiła się w tłumie. Mimowolnie wytężyłem wzrok, żeby
odnaleźć Nasha, a kiedy spojrzałem na Veronicę, zobaczyłem, że
robiła dokładnie to samo. Po kilku sekundach ktoś niespodziewanie
położył dłoń na moim barku. Podskoczyłem przestraszony, a kiedy
zobaczyłem czarną czuprynę, odetchnąłem głęboko.
- Nie rób tak nigdy
więcej.
Nash wybuchnął
śmiechem i delikatnie szarpnął za ramię brunetkę stojącą do
niego plecami. Odwróciła się w jego stronę z uśmiechem i
spojrzała na nas.
- W sumie nadal mi
się nie przedstawiłeś - przypomniał Nash, a ja w duchu pacnąłem
się w czoło.
- Jestem Calum.
Calum Hood. A ty nadal nie przedstawiłeś nam swojego nazwiska.
- Nash Grier. -
uśmiechnął się do nas. - To Alice, moja koleżanka, o której wam
mówiłem.
- Jeśli już po
nazwiskach, to Alice Evans - poprawiła go koleżanka, a Ronnie
zamarła.
- Alice?
- O! Cześć,
Veronica! - uśmiechnęła się szeroko, po czym obie uścisnęły
się długo. Co?
- Um, Calum, wiesz,
o co tu chodzi? - spytał Nash, drapiąc się nerwowo po głowie.
- Nie mam zielonego
pojęcia - westchnąłem.
Dziewczyny.
- Z innej beczki,
jesteście razem, prawda? - chłopak uniósł brew, a ja
zachichotałem.
- Teoretycznie.
Tylko teoretycznie.
Czas minął
niesamowicie szybko w towarzystwie Nasha i Alice, więc nawet nie
wiem kiedy, ale zrobiła się jedenasta trzydzieści i wszyscy powoli
zapełniali swoje kubki już w zapasie na noworoczny toast. Patricii
nie było nigdzie widać, więc zrezygnowałem z poszukiwań koło
dziesiątej dwadzieścia. Kilka minut przed północą odszukałem
Ronnie wzrokiem, a kiedy ją znalazłem, rozmawiała z Ashtonem i
oboje chichotali.
Cholera, kolejny
chce mi ją zabrać?
Zmaterializowałem
się koło niej i złapałem ją za rękę.
- Cześć, Veronica!
Mam nadzieję, że jesteś gotowa na mojego sylwestrowego buziaka -
ułożyłem usta w dzióbek i zaśmiałem się.
- Jesteś już
pijany czy jeszcze pijany? - zapytała ze śmiechem.
- Pijany miłością
do ciebie! - krzyknąłem i przytuliłem ją od tyłu. Usłyszałem
głośne odliczanie. Dziesięć.
- Jesteś pewien? Tu
są chyba wszyscy twoi znajomi - powiedziała tak, żebym tylko ja
mógł to usłyszeć. Dziewięć.
- Nigdy nie byłem
niczego tak pewien.
Osiem.
-
To oficjalne? Jesteśmy razem?
Siedem.
-
Oficjalne. Chcę być z tobą, Ronnie, i nie obchodzi mnie zdanie
innych.
Sześć.
Pięć.
- Kocham cię,
Calum. - powiedziała, odwracając się do mnie przodem. Położyła
ręce na moim karku. Cztery. Trzy. Dwa.
- Ja ciebie też,
Veronica.
Jeden.
Rozległ się krzyk
Szczęśliwego Nowego Roku!, jednak nie słyszałem nic.
Dźwięki zagłuszyły wargi Ronnie na moich w najpiękniejszym
pocałunku mojego życia.
Calum i Veronica.
Nareszcie razem.
Przeciwko
wszystkiemu i wszystkim.
--------------
Nie ogarniam co tu się dzieje w tej części w ogóle. Pierwotnie, kiedy Trish zadzwoniła do Caluma, była torturowana przez nich.
Jestem jednak za dobra i zmieniłam to, mam nadzieję, że mnie nie zjecie
(Ala mnie zje i tak, lel). Jutro muszę wstać o 7:50 (o zgrozo), bo się
zaczyna kolonia zuchowa i na wasze szczęście nie jadę, ale muszę oddać
papierowe dziki, ok XD No i odebrać plecaczki zastępu, yay! <3 Potem
heja do domu po świadectwo i do babci, a jeszcze potem twittcam! :D O
ile uda mi się go ogarnąć.
Jeśli
jednak się odbędzie, linka znajdziecie w hashtagu #Studniowa (moim
szanownym koleżanełkom z klasy i nie tylko, czyli Marcysi, Kornelii i
Wiktorii, na którą jestem mega wściekła, ale domyślam się, że to
przeczyta, zamierzam wysłać link na fejsbuczku, soł nawet nie
zaglądajcie w ciemne zakamarki tego hashtagu, lellelelellelel) do
godziny 18 (SŁOWNIE: OSIEMNASTEJ).
I już sie nasłuchałam (i naczytałam) teorii na temat mojego wieku, więc dla sprostowania:
Mam czternaście lat.
Lel,
taka młoda, wszyscy mnie postarzają XD Wiem, wiem, teraz pewnie
większość z was będzie inaczej odbierała Studniową i w ogóle, ale
dojrzałam już do tego etapu pisania, gdzie ludzie po moich tworach
określają mój wiek jako wyższy, a nawet zdecydowanie wyższy niż
rzeczywisty (ktoś dał mi kiedyś 21, wat hahahah).
No, także już wiecie czego się jutro spodziewać, soreczki za chaos, no i party hard, bo Connie together <333
Hashtag czeka, a ja was kocham, o.
Do następnego!
+ GŁOSUJCIE W ANKIECIE, BUTTON PO LEWEJ STRONIE W KOLUMNIE :)
++
Niesprawdzany, bo dochodzi pierwsza, za średnio 7 godzin wstaję, więc
już mi się nie chce sprawdzać, jak ktoś wyłapie błędy (wszyscy z
wyjątkiem Wiktorii, mam cię już po dziurki w nosie, ehh), to śmiało
pisać xx
BOOOOOOOOOOŻE
OdpowiedzUsuńONI SĄ RAZEM
JEZU
JNSJVKNSFKJNVKJFSNKJVSFNJKFNJSNVKJSFNVKJSNFKBVHEFKBVNSLKMACJANVIRGUWEOJNVFIBHRWFDNVEFKHBSNVKSFNKHBNSFKJVNSFJKVNKSJFNVKJSNFKJVNSFJKVNSKJNVKJF
(((jestem chora na łeb, oki)))
@lvlypayxxn
Są razem, dżizas, i wgl, jezu :o Hfbsdhfbsdhabhdsgvvbsdhgbeiurhpqhgterither
OdpowiedzUsuńDlaczego mam wrażenie że za pierwszym razem się tak nie jarałam? Zła ja :o
TO ODLICZANIE I TEN POCAŁUNEK NFJSDNFJANGFJSNGJSDF
ODDYCHAJ, BOŻE
Better...
@Toriixdd
Oni są razem, mój Boże nie wierze cdjfcjdjcncncncncncnvnc
OdpowiedzUsuń