czwartek, 24 lipca 2014

2.13


(((Część napisałam przy:
- Shakira - Empire *miałam to w głowie cały czas, lel*
- 5SOS - Ed Up Here
- The Vamps - Last Night

oraz z przerwami na filmiki Magcona, w szczególności Nasha)))

Dzień sześćdziesiąty pierwszy; 31 grudnia

Sylwester. Skąd w ogóle wzięła się ta tradycja? Zmiana cyferki w roku, tylko tyle. Teoretycznie rzecz biorąc, sylwestra obchodzić powinniśmy w takim razie każdego kolejnego dnia, bo przecież codziennie taką cyferkę zmieniamy, w innym miejscu, ale zmieniamy.
Niemniej jednak ta bezmózga ludzka rasa już od ponad tysiąca lat świętuje przejście między dwoma latami. Wybiera się na imprezy, je, tańczy, pije, śpiewa i wszystko, co tam się komu wymarzy.
Mój sylwester zawsze spędzany był z chłopakami, co roku u innego. Po tym w zeszłym roku, który odbywał się u mnie, musiałem wymieniać trzy szyby i zbierać wszędzie zużyte prezerwatywy czy puste butelki. Cieszyłem się, że w tym roku wybierałem się do Ashtona, bo on zawsze urządzał imprezy z klasą. Chociaż, klasa może być rozumiana dwojako. Sprostowanie: Ashton urządzał imprezy z motywem przewodnim, do którego dopasowywane były różne gry pijackie i nie tylko.
Oh, kogo to obchodzi.
Nie wiedziałem, jak mogę na taką imprezę przyprowadzić Ronnie. Faktycznie, zmieniła się, ja się zmieniłem, ale sylwester z nami nie jest czymś, czego jej teraz trzeba.
- O czym myślisz, Calum? - spytała cicho, ściskając moją rękę. Siedzieliśmy w parku na trawie, a ona w ciszy skubała źdźbła, teraz jednak zaprzestała tej czynności.
- O dzisiejszej imprezie - przyznałem.
- Imprezie? Nic wcześniej nie mówiłeś, że idziesz na jakąś imprezę - zmarszczyła brwi. No to jedziemy.
- Właściwie to idziemy na imprezę. My. - przygryzłem wargę.
- Jesteś pewien?
- Nie do końca. Wiem, że to nie twoje towarzystwo i w ogóle, ale nie chcę spędzać sylwestra bez ciebie, jesteś moją przyjaciółką.
Ronnie uśmiechnęła się leniwie.
- W takim razie idziemy na imprezę.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Ta dziewczyna nie przestaje mnie zaskakiwać.
Wtedy zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni i przepraszając Veronicę, odszedłem, aby odebrać połączenie.
- Co jest, Finefry? - spytałem, a z drugiej strony doszedł mnie desperacki kaszel. - Wszystko w porządku, Trish?
- T-tak - wydukała. Po chwili kasłanie ustało, a ja czekałem na wyjaśnienia. - Zjadłam papryczkę chilli, kiedy do ciebie dzwoniłam, to nie był dobry pomysł - zaskrzeczała. Zacząłem się z niej śmiać. - Idiota. - jestem pewien, że mówiąc to wydęła wargi w ten śmieszny sposób.
- Nieważne. Po co dzwoniłaś?
- Wiesz... Zostałam zaproszona do Ashtona, nie pytaj przez kogo, ale odmówiłam. Ta osoba nadal chciała, żebym przyszła, nawet jeśli nie z nią...
- Czekaj, czy ty właśnie zapraszasz mnie na imprezę? - uniosłem brwi i przyłapałem się na uśmiechaniu się głupio.
- Może - zachichotała.
- Zawsze myślałem, że to mężczyźni to robią.
- A ja zawsze myślałam, że mężczyzna musi być starszy i oto jestem, zapraszając małolata na imprezę.
- Ile razy mam ci przypominać, że jesteś starsza jedynie kilka miesięcy? - wywróciłem oczami.
- Rocznik nie kłamie, Hood. To jak? Chyba, że zamierzasz iść z Veronicą...
- Właściwie to nie, idziemy wprawdzie jako przyjaciele, ale nie było mówione, że w ogóle razem - Dopiero kiedy wypowiedziałem te słowa, zdałem sobie sprawę z tego, jak głupio zabrzmiały.
- Powiedzmy, że to kupuję. O szóstej u ciebie?
- O szóstej u mnie - potwierdziłem i zakończyłem połączenie.
Kiedy wróciłem, Ronnie znowu powoli rozrywała jakieś źdźbło na kawałki. Opadłem na trawę obok niej, a ona uniosła na mnie swój wzrok.
- O co chodziło? - uśmiechnęła się. Boże, była taka piękna, kiedy się uśmiechała...
- Trish zaprosiła mnie na dzisiejszą imprezę - wzruszyłem ramionami.
- I co? Zgodziłeś się? - uśmiech zniknął z jej twarzy, a w jej oczach pojawiła się niepewność. Cholera.
- Tak sądzę? Sam nawet nie wiem. Niby się zgodziłem, ale kurczę, to przecież Patricia, znam ją całe życie i nie wyobrażam sobie jej u mojego boku. Kocham przecież kogoś innego - spojrzałem jej prosto w oczy, a ona zarumieniła się i spuściła wzrok na swoje skrzyżowane nogi.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała tak cicho, że na początku nie byłem pewien, czy się nie przesłyszałem, jednak porzuciłem tę myśl, kiedy spojrzała na mnie wyczekująco.
- Zależy mi na niej jak na siostrze, boję się ją zranić...
- A jeśli niemo dajesz jej nadzieje? Co jeśli zranisz ją brakiem zrozumienia? - Jej oczy były takie ogromne i takie niebieskie, cholera.
Cholera, cholera, cholera.
- Nie wiem, to wszystko wydaje się takie proste, a jednocześnie takie skomplikowane... - nerwowo przeczesałem włosy palcami.
- Nie chcę się wtrącać, ale jako twoja przyjaciółka, która cię kocha, wiem i widzę, że ona też coś do ciebie czuje. A ty dajesz jej nadzieje.
Spojrzałem na nią tylko smutnym wzrokiem, po czym wstałem i otrzepałem spodnie.
- Idziemy. Muszę z nią porozmawiać.
Wyciągnąłem do niej rękę, żeby pomóc jej wstać i w tym samym momencie piłka uderzyła ją w głowę.
- Ałć! - pisnęła i zaczęła pocierać bolące miejsce. Rozejrzałem się za ,,sprawcą" przygryzając wargę, żeby się nie roześmiać.
- Jeju, bardzo cię przepraszam! - Koło nas zjawił się chłopak z czarną czupryną i niebieskimi, zmartwionymi oczami. Nie no, ja zaraz chyba oszaleję, kolejny Darkstone?!
- O mój Boże, nie mów mi, że to twój kolejny brat, bo chyba się powieszę - zwróciłem się do Veroniki. Już ledwo radzę sobie z czterema członkami tej rodziny, a jeszcze jeden taki człowiek dobiłby mnie psychicznie.
- Właściwie to nie, widzę go pierwszy raz na oczy - zmarszczyła brwi i wstała.
- Jestem Nash - chłopak uśmiechnął się i podał Ronnie rękę.
- Veronica - odwzajemniła uśmiech, a ja przewróciłem oczami. Kiedy wpatrywali się w siebie trochę zbyt długo, odezwałem się.
- Dlaczego uderzasz moją dziewczynę piłką? - zaplotłem ręce na piersi, a on uniósł dłonie w przepraszającym geście. Ronnie wybuchnęła sarkastycznym śmiechem.
- Dziewczynę? To dlaczego nie idziesz ze swoją dziewczyną na imprezę do Irwina, tylko zabierasz tam przyjaciółkę? - podkreśliła słowo ,,dziewczyna", a ja przewróciłem oczami.
- Mam wrażenie, że właśnie mieliśmy iść to wyjaśnić.
Nash przyglądał nam się z rozbawieniem. Po chwili jednak zdał sobie z czegoś sprawę.
- Do Irwina? - wtrącił nagle zainteresowany. - Też się tam wybieram. Moja przyjaciółka, Alice, która nocuje mnie w Sydney, jest kuzynką Ashtona.
- Nie chcemy znać twojego życiorysu - burknąłem, a Ronnie wbiła mi łokieć w żebra.
- W takim razie, może się jeszcze spotkamy, Nash? - posłała mu promienny uśmiech. Witamy grzeczną Veronicę.
- Możliwe, Veronica. Bardzo możliwe. Dobra, uciekam, bo Alice zaraz zadzwoni na policję ze strachu. Do zobaczenia! - zaśmiał się i odszedł. Tak po prostu.
Spojrzałem na Ronnie z wyrzutem.
- Dlaczego się mnie wyparłaś? - wydąłem wargi.
- A co jeśli to mój brat? Odstraszyłbyś go od mojej rodziny - powiedziała całkowicie poważnie, jednak nie udało jej się powstrzymać uśmiechu, który po kilku sekundach wkradł się na jej usta. Przytuliłem ją mocno i zachichotałem w jej włosy.
- Czasami cię kocham, wiesz? - wyszeptałem.
- Wiem. A ja czasem zapominam, że jesteś idiotą. Ty natomiast od razu mi o tym przypominasz - uszczypnęła mnie w bok i zaczęła uciekać.
Sassy!

***

Kiedy przyszliśmy do Trish i wszystko jej wytłumaczyłem, wyglądała na trochę zranioną, ale podziękowała mi za szczerość. Nawet nie pomyślałem wcześniej, że mogłaby coś do mnie czuć. To zawsze była moja starsza siostra, nigdy nie myślałem o niej inaczej. Mimo wszystko moje serce łamało się, kiedy musiałem jej mówić, że nie może liczyć na nic więcej poza przyjaźnią z mojej strony.
Poszliśmy więc we trójkę na imprezę Ashtona, wszyscy jako przyjaciele.
Przybyliśmy około ósmej, a w domu Irwina już tłoczyło się mnóstwo pijanych nastolatków. Wszędzie walały się na pół wypite butelki whiskey, znalazłem nawet jedną dziewczynę, która spała na parapecie. Nieźle.
Ronnie patrzyła na to wszystko ze zdegustowaniem, a Trish po prostu wzruszyła ramionami i zatopiła się w tłumie. Mimowolnie wytężyłem wzrok, żeby odnaleźć Nasha, a kiedy spojrzałem na Veronicę, zobaczyłem, że robiła dokładnie to samo. Po kilku sekundach ktoś niespodziewanie położył dłoń na moim barku. Podskoczyłem przestraszony, a kiedy zobaczyłem czarną czuprynę, odetchnąłem głęboko.
- Nie rób tak nigdy więcej.
Nash wybuchnął śmiechem i delikatnie szarpnął za ramię brunetkę stojącą do niego plecami. Odwróciła się w jego stronę z uśmiechem i spojrzała na nas.
- W sumie nadal mi się nie przedstawiłeś - przypomniał Nash, a ja w duchu pacnąłem się w czoło.
- Jestem Calum. Calum Hood. A ty nadal nie przedstawiłeś nam swojego nazwiska.
- Nash Grier. - uśmiechnął się do nas. - To Alice, moja koleżanka, o której wam mówiłem.
- Jeśli już po nazwiskach, to Alice Evans - poprawiła go koleżanka, a Ronnie zamarła.
- Alice?
- O! Cześć, Veronica! - uśmiechnęła się szeroko, po czym obie uścisnęły się długo. Co?
- Um, Calum, wiesz, o co tu chodzi? - spytał Nash, drapiąc się nerwowo po głowie.
- Nie mam zielonego pojęcia - westchnąłem.
Dziewczyny.
- Z innej beczki, jesteście razem, prawda? - chłopak uniósł brew, a ja zachichotałem.
- Teoretycznie. Tylko teoretycznie.
Czas minął niesamowicie szybko w towarzystwie Nasha i Alice, więc nawet nie wiem kiedy, ale zrobiła się jedenasta trzydzieści i wszyscy powoli zapełniali swoje kubki już w zapasie na noworoczny toast. Patricii nie było nigdzie widać, więc zrezygnowałem z poszukiwań koło dziesiątej dwadzieścia. Kilka minut przed północą odszukałem Ronnie wzrokiem, a kiedy ją znalazłem, rozmawiała z Ashtonem i oboje chichotali.
Cholera, kolejny chce mi ją zabrać?
Zmaterializowałem się koło niej i złapałem ją za rękę.
- Cześć, Veronica! Mam nadzieję, że jesteś gotowa na mojego sylwestrowego buziaka - ułożyłem usta w dzióbek i zaśmiałem się.
- Jesteś już pijany czy jeszcze pijany? - zapytała ze śmiechem.
- Pijany miłością do ciebie! - krzyknąłem i przytuliłem ją od tyłu. Usłyszałem głośne odliczanie. Dziesięć.
- Jesteś pewien? Tu są chyba wszyscy twoi znajomi - powiedziała tak, żebym tylko ja mógł to usłyszeć. Dziewięć.
- Nigdy nie byłem niczego tak pewien.
Osiem.
- To oficjalne? Jesteśmy razem?
Siedem.
- Oficjalne. Chcę być z tobą, Ronnie, i nie obchodzi mnie zdanie innych.
Sześć. Pięć.
- Kocham cię, Calum. - powiedziała, odwracając się do mnie przodem. Położyła ręce na moim karku. Cztery. Trzy. Dwa.
- Ja ciebie też, Veronica.
Jeden.
Rozległ się krzyk Szczęśliwego Nowego Roku!, jednak nie słyszałem nic. Dźwięki zagłuszyły wargi Ronnie na moich w najpiękniejszym pocałunku mojego życia.
Calum i Veronica. Nareszcie razem.
Przeciwko wszystkiemu i wszystkim.

--------------
Nie ogarniam co tu się dzieje w tej części w ogóle. Pierwotnie, kiedy Trish zadzwoniła do Caluma, była torturowana przez nich. Jestem jednak za dobra i zmieniłam to, mam nadzieję, że mnie nie zjecie (Ala mnie zje i tak, lel). Jutro muszę wstać o 7:50 (o zgrozo), bo się zaczyna kolonia zuchowa i na wasze szczęście nie jadę, ale muszę oddać papierowe dziki, ok XD No i odebrać plecaczki zastępu, yay! <3 Potem heja do domu po świadectwo i do babci, a jeszcze potem twittcam! :D O ile uda mi się go ogarnąć.
Jeśli jednak się odbędzie, linka znajdziecie w hashtagu #Studniowa (moim szanownym koleżanełkom z klasy i nie tylko, czyli Marcysi, Kornelii i Wiktorii, na którą jestem mega wściekła, ale domyślam się, że to przeczyta, zamierzam wysłać link na fejsbuczku, soł nawet nie zaglądajcie w ciemne zakamarki tego hashtagu, lellelelellelel) do godziny 18 (SŁOWNIE: OSIEMNASTEJ).
I już sie nasłuchałam (i naczytałam) teorii na temat mojego wieku, więc dla sprostowania:

Mam czternaście lat.

Lel, taka młoda, wszyscy mnie postarzają XD Wiem, wiem, teraz pewnie większość z was będzie inaczej odbierała Studniową i w ogóle, ale dojrzałam już do tego etapu pisania, gdzie ludzie po moich tworach określają mój wiek jako wyższy, a nawet zdecydowanie wyższy niż rzeczywisty (ktoś dał mi kiedyś 21, wat hahahah).
No, także już wiecie czego się jutro spodziewać, soreczki za chaos, no i party hard, bo Connie together <333

Hashtag czeka, a ja was kocham, o.

Do następnego!

+ GŁOSUJCIE W ANKIECIE, BUTTON PO LEWEJ STRONIE W KOLUMNIE :)

++ Niesprawdzany, bo dochodzi pierwsza, za średnio 7 godzin wstaję, więc już mi się nie chce sprawdzać, jak ktoś wyłapie błędy (wszyscy z wyjątkiem Wiktorii, mam cię już po dziurki w nosie, ehh), to śmiało pisać xx

3 komentarze:

  1. BOOOOOOOOOOŻE
    ONI SĄ RAZEM
    JEZU
    JNSJVKNSFKJNVKJFSNKJVSFNJKFNJSNVKJSFNVKJSNFKBVHEFKBVNSLKMACJANVIRGUWEOJNVFIBHRWFDNVEFKHBSNVKSFNKHBNSFKJVNSFJKVNKSJFNVKJSNFKJVNSFJKVNSKJNVKJF
    (((jestem chora na łeb, oki)))

    @lvlypayxxn

    OdpowiedzUsuń
  2. Są razem, dżizas, i wgl, jezu :o Hfbsdhfbsdhabhdsgvvbsdhgbeiurhpqhgterither
    Dlaczego mam wrażenie że za pierwszym razem się tak nie jarałam? Zła ja :o
    TO ODLICZANIE I TEN POCAŁUNEK NFJSDNFJANGFJSNGJSDF
    ODDYCHAJ, BOŻE
    Better...
    @Toriixdd

    OdpowiedzUsuń
  3. Oni są razem, mój Boże nie wierze cdjfcjdjcncncncncncnvnc

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy